[vc_message]Poniższy artykuł pierwotnie ukazał się na blogu Pirat na planszy, który stał się częścią portalu Przystanek Planszówka[/vc_message]
„Super Farmer” to pewien ewenement, który wydawnictwo GRANNA bardzo promuje na naszym rynku i to przynosi efekty. Mnóstwo turniejów dla dzieciaków i uśmiechnięte mordki najmłodszego narybku to nagroda dla wydawnictwa. Dorośli, jak to zwykle bywa w przypadku gier dla najmłodszych zarzucają grze, że opiera się wyłącznie na szczęściu przy żucie kostką i tak naprawdę nie ma szans na kreowanie, jakiejkolwiek strategii rozwoju naszego gospodarstwa. Trzeba przyznać im rację, ba przez długi czas sam dąłem w tą samą trąbkę ale do czasu, do momentu gdy zakotwiczyła w mej zatoce łajba „Rancho”. Nowa oprawa, zmienione zasady ale ten sam cel, a gra zupełnie inna. Rozwinięcie pomysłu i idei zasługujące na brawa, tym właśnie jest dla mnie „Rancho”.
Co w ładowni?
„Rancho” to bardzo dobre wydanie i tu nie ma żadnych wątpliwości. Świetne przepełnione humorem grafiki Piotra Sochy i feeria barw wewnątrz pudła. Podnosimy wieko, a tam na wirtualnym sianku duże i bardzo duże (koń) żetony zwierzaków z grubej tektury. Figurki psiaków, które na pierwszy rzut oka przypominają czekoladki ale nie próbujcie konsumować 😉 Dwie ogrooomniaste dwunastościenne kości znane, aż za dobrze wszystkim miłośnikom „Farmera” i „Super Farmera” i jedna kość k6. Całość dopełnia kolorowa plansza, przyciągająca wszystkie dzieciaki, jak pszczoły do miodu. Na planszy znajdziecie gospodarstwa, krzątające się wszędzie zwierzaki i latające motylki, a na środku las z cwaniaczkiem wilkiem i jego kompanem lisem. Na całe szczęście las oddzielony jest od gospodarstw ciekawie wykonanymi pastwiskami na których będziemy budować nasze zagrody. Każde pole przyszłej zagrody ma na środku dziurę, w która będziemy wrzucać żeton z kolorem swojej zagrody, gdy kupimy dane pole. Ciekawy i fajny pomysł, który świetnie pasuje do kolorowej rodzinnej rozgrywki.
Jak tym pływać i jaki kurs?
Cel gry nie zmienił się w porównaniu do tego znanego ze starszego rodzeństwa. Budujemy więc swoją zagrodę aby móc hodować kolejne zwierzaki i nie interesuje nas, co będą jadły, bo pastwiska na planszy są zielone, a więc trawy mamy pod dostatkiem 😉 Zmieniły się natomiast warunki, w których będziemy rozwijać swoje rancho. Zaczynamy rozgrywkę z dwoma polami zagrody, które są zawsze bezpieczne dla naszych zwierzaków, a w zagrodzie mamy wyłącznie 1 królika i 1 owcę.
W swojej turze gracz może wykonać dwie czynności, rozbudować swoje rancho oraz rozmnożyć zwierzęta. Rozbudowa gospodarstwa to po części nowość z planszą na czele, która została wprowadzona właśnie w recenzowanym „Rancho”. Nie masz wystarczającej ilości pastwisk to nie możesz hodować więcej zwierząt, a niektóre zwierzaki, jak np: krowa to minimum 2 pola pastwiska aby w ogóle można było hodować jedną krowę. Jakby tego było mało to za kolejne pola pastwisk płacimy zwierzakami (króliki chociaż spore stadko są teraz dodatkowo w cenie), a czym pastwisko dalej odsunięte od lasu tym droższe. Dodatkowo pastwiska muszą się łączyć w jedną całość, a więc nie ma mowy, że nagle wykupicie ziemię sprzed nosa przeciwnikowi po drugiej stronie planszy. Fajna sprawa z tym wykupem ziemi. Naprawdę zmusza to do podejmowania decyzji i kombinowania, jak tu najlepiej zainwestować w ziemię aby swe gospodarstwo rozwijać i jednocześnie dbać o bezpieczeństwo zwierzaków. O ile w przypadku rozgrywki dwuosobowej nie ma problemu i każdy sobie poszerza swój skrawek pola, tak w składzie 5-6 graczy zmiany w posiadaniu są bardzo dynamiczne i może dojść do sytuacji, gdzie będziemy upychać własne zwierzaki na małym wycinku gruntu. W tej akcji możemy również wymienić swoje zwierzaki, a więc stary patent będący podstawą budowania różnorodnej zagrody 🙂 np.: 1 owca za 6 królików; 1 koń za 2 krowy; 1 krowa za 2 owce. Całe szczęście nie musicie tego zapamiętywać, bo przeliczniki zwierzaków zostały umieszczone przez wydawcę na każdym brzegu planszy i bardzo dobrze.
Rozmnażanie zwierząt to klasyka rodziny farmerów. Jest to faza w której gracz na koniec swojej tury rzuca dwiema kośćmi k12 i modli się aby stadko się powiększyło oraz trzęsie się aby czasem przez ogrodzenie nie wcisnął swego wiecznie nienasyconego pyska lis, bądź jeszcze gorzej wilk 🙂 Na kościach znajdują się wizerunki wszystkich zwierząt hodowlanych oraz wizerunek wilka i lisa. Żebyśmy mogli cieszyć się z przyrostu naturalnego to przede wszystkim musimy mieć przynajmniej 1 zwierzę danego gatunku w zagrodzie, a drugie, takie samo musi wypaść nam na kostce. Wówczas dochodzi nam mały przedstawiciel określonego gatunku za każdą posiadaną przez nas parę tego gatunku np. w zagrodzie mamy 5 królików, a na kostkach wyrzuciliśmy 2 króliki, a więc razem mamy łącznie 7 królików, czyli 3 pary i właśnie 3 nowe króliki dochodzą do naszego gospodarstwa.
Co jednak, gdy los nie będzie łaskawy i na kościach pojawi się lis, bądź co gorsza wilk? Lisek nie jest wybredny i dobierze się do wszystkich królików na wskazanych w dodatkowym rzucie kostką k6 pastwiskach. A no właśnie, gdy w trakcie rozmnażania trafi nam się, któryś z drapieżników, to wówczas rzucamy dodatkowo kością k6, której wynik wskaże na jakich pastwiskach grasują pożeracze zwierzaków. Wilk natomiast to już arystokrata i nie rusza nic mniejszego na obiad od owcy, a najchętniej wołowinę przed koniną 🙂
Emocje zwiększa fakt, że inaczej niż w przypadku pierwowzoru, niezależnie w czyjej turze wypadną drapieżniki, to ogałacają pastwiska wszystkich graczy, a nie wyłącznie nieszczęśnika, którego kości nie lubią. Jedyny ratunek to posiadanie małego psa który przepędzi lisa, bądź dużego psa, który poradzi sobie z wilkiem. Problem w tym, że z psami na gospodarstwach w „Rancho”, inaczej niż w życiu, jest zawsze deficyt 🙂
Zwycięzcą gry zostaje gracz, który pierwszy będzie miał na swym rancho po przynajmniej jednym przedstawicielu zwierząt występujących w grze, a więc: królik, owca, krowa, koń.
Do abordażu, czy na dno?
„Rancho” jest wzorowym przykładem nowoczesnej gry planszowej w sosie rodzinnym, którą śmiało można polecić każdej rodzinie na weekendowe granie. Znajdziecie tu świetne wykonanie, śmieszne i kolorowe grafiki, pozytywną rywalizację, emocje w rzucie kością, której losowość jest częściowo sprawiedliwa, bo dotyczy wszystkich graczy tak samo, a przede wszystkim mnóstwo zabawy. Zmiany wprowadzone przez autora „Rancho” będące rozwinięciem pomysłu „Super Farmera” okazały się strzałem w dziesiątkę i odświeżyły rozgrywkę oraz zmieniły festiwal losowości w grę wymuszającą kombinowanie i rozruszanie szarych komórek.
Do minusów można zaliczyć rozgrywkę dwuosobową w której mamy zbyt dużo przestrzeni na planszy, co niweluje emocje związane z nadmierną ekspansją współgraczy i nie odczuwamy również takiego ciśnienia, że za chwilę może zabraknąć królików, które są podstawą rozwoju każdego gospodarstwa w „Rancho”. Pewnie też można w dalszym ciągu narzekać, że gra jest zbyt prosta i cały czas kostka ma spory wpływ na to, co w naszych zagrodach się znajdzie albo, co w szaleńczym amoku wilk z lisem powyżera z naszych pól. Jednakże nie ma to większego wpływu na przyjemność rozgrywki do której bez zbędnego przedłużania na tłumaczenie skomplikowanych zasad możemy zasiąść do stołu z każdym i naprawdę dobrze się bawić.
Świat odbiorców planszówek jest ogromny i szalenie pojemny, a to stwarza najróżniejsze płaszczyzny na których różne gatunki gier będą miały się dobrze, a grono ich fanów będzie rosło. Dotyczy to również gier z półki z napisem „familijne”. Przykładem był „Farmer, jest „Super Farmer”, a teraz będzie „Rancho”. Polecam!
PS. Nim jednak zaczniecie grać to obowiązkowo nosy w instrukcję i przeczytajcie, jakie były początki powstania „Farmera”. Naprawdę warto!
Tekst i zdjęcia: Pirat Cristobal
Dane techniczne łajby
nazwa: Rancho
ładowność: od 2 do 6 piratów
wiek pirata: od 6 lat
czas rejsu: ok. 45 minut
stocznia PL: GRANNA
Za przekazanie łajby dla wydawnictwa GRANNA dziękuję i do pływania na ich łajbach nawołuję!