Gdy zegar wybija północ, zawsze coś się zmienia. Jeden dzień przechodzi w kolejny, stary rok zmienia się w nowy, Kopciuszek musi uciekać z balu… Wraz z północą przychodzą duchy, upiory, demony. O północy wyrusza się po kwiat paproci, strzygi wstają z grobów, zmory siadają na piersiach śpiących i kradną im oddech… Ogólnie dzieje się.
W muzeum, w którym rozgrywa się akcja gry Znak Starszych Bogów od wydawnictwa Fantasy Flight Games (dzięki Galakcie w polskiej wersji językowej), każde dwanaście uderzeń zegara, roznoszące się echem pośród marmurowych ścian, zwiastuje coraz bliższe przebudzenie Przedwiecznego… Czas jest nieubłagany.
Grupa Badaczy przemierza labirynty korytarzy, by pośród muzealnych eksponatów odnaleźć legendarny symbol, jedyną szansę na ocalenie. Jeśli nie zdążą wypełnić swojego zadania i nie zdobędą Znaku Starszych Bogów, Przedwieczny wkroczy do naszego świata, a cała ludzkość będzie zgubiona!
Brzmi groźnie? Powinno!
Do muzeum zawitało zło z pustki pomiędzy światami!
W grze Znak Starszych Bogów stajemy się Badaczami, którzy szykują się do walki z Wielkim Przedwiecznym, po drodze przeżywając przygody, zbierając artefakty, rzucając zaklęcia, walcząc z potworami i własnymi słabościami, wreszcie – szukając tytułowego Znaku Starszych Bogów.
Robią to razem, bo tylko zjednoczeni są w stanie zagrozić temu złu wcielonemu.
Uniwersum Mitologii Cthulhu, oparte na prozie H. P. Lovecrafta, szturmem podbiło planszówkowy świat i zdaje się, że mu tu całkiem ciepło i wygodnie. Tytuły, które sięgają po Wielkich Przedwiecznych, można mnożyć (tu wymienię choćby Posiadłość Szaleństwa, Horror w Arkham, Eldritch Horror, Pandemia: Czas Cthulhu, Multiuniversum Projekt Cthulhu – dodatek do Multiuniversum, Cthulhu Fluxx, Munchkin Cthulhu, czy nawet Monopoly Cthulhu!)
Nie grałam we wszystkie, ale nietrudno się zorientować już po wyglądzie gier na podstawie mitologii Lovecrafta, że szata graficzna musi wprowadzać w klimat i zachwycać. A moim zdaniem w Znaku Starszych Bogów grafiki są wręcz fenomenalne! Wydawnictwo Fantasy Flight Games przyzwyczaiło graczy do produktów na najwyższym poziomie. Wspaniałe ilustracje, dbałość o szczegóły, cała oprawa wizualna mnie osobiście powaliła. Dopełniające całości opisy na kartach – jeśli komuś chce się je czytać – tworzą super klimat nawet dla tych, którzy nie znają mitologii Cthulhu. Nic dziwnego, że słynące z równie pięknych grafik i gier wysokiej jakości wydawnictwo Galakta wprowadziło ten tytuł na nasz rodzimy rynek w polskiej wersji językowej.
Fabuła Znaku Starszych Bogów jest naprawdę prosta. Oto gracze-Badacze przemierzają poszczególne pomieszczenia Muzeum, by dzięki współpracy, ale i zaklęciom, różnym przedmiotom i artefaktom, napotkanym Sprzymierzeńcom a przede wszystkim dzięki szczęściu – odnaleźć wszystkie potrzebne części Znaku Starszych Bogów, który zapieczętuje bramę, zanim zło wcielone wejdzie do naszego świata. Przy mniejszym szczęściu przyjdzie im stanąć do walki z Wielkim Przedwiecznym.
Zaczynając poszukiwania, gracze mają określony poziom wytrzymałości oraz poczytalności. Każdy bohater ma też swoje indywidualne zdolności oraz startowy ekwipunek. Trudno określić, czy wśród 16 Badaczy są lepsi i gorsi – gra jest kooperacyjna i każdy tak naprawdę może być w drużynie znaczącym ogniwem.
Mechanika też nie jest skomplikowana – oto przed graczami sześć kart Przygody (w czasie gry pojawiać się będą mogły również bardziej niebezpieczne Przygody w Innych Światach). Wystarczy wejść na jedną i podjąć wyzwanie poprzez rzucanie kośćmi. Tych mamy do dyspozycji sporo. Na starcie jest sześć identycznych zielonych kości, które na swoich ściankach mają symbole śledztwa, niebezpieczeństwa, wiedzy i paniki. Jeśli jednak skorzystamy z pomocy np. kart, do puli dojść mogą lepsze kości – żółta (bez znaku paniki) oraz czerwona (z jokerem).
Koniec przez… Pochłonięcie!
Każda przygoda to określone zadania do wykonania. Najczęściej są to pewne sekwencje symboli, które należy wyrzucić na kościach. Wykorzystane w zadaniu kości zostają zablokowane i nie biorą udziału w kolejnych rzutach. Czasem, prócz uzyskania odpowiednich sekwencji znaków na kościach, dochodzą inne zadania, jak utrata wytrzymałości/poczytalności, przestawienie wskazówek zegara itp.
Pozytywne rozwiązanie przygody jest rzecz jasna nagradzane. Można zdobyć dodatkowe punkty wytrzymałości/poczytalności, artefakty, zaklęcia, Sprzymierzeńców czy wreszcie – potrzebne do zwycięstwa żetony Znaku Starszych Bogów.
Natomiast porażka podczas wykonywania zadania może być niestety bardzo bolesna… Przeważnie są to dotkliwe rany, utrata zmysłów, pojawienie się kolejnych potworów czy przyspieszenie nadejścia Przedwiecznego.
Każdy z Przedwiecznych ma na swojej karcie określoną zdolność specjalną, która utrudnia działanie graczom podczas rozgrywki a także określoną liczbę żetonów znaków starszych bogów, które należy zgromadzić, by zamknąć wrota wymiarów i tym samym wygrać grę.
Potrzebujący pomocy Badacze mogą skorzystać też z Wejścia do Muzeum. Tam w Sklepie z pamiątkami, Punkcie pierwszej pomocy czy Biurze rzeczy znalezionych mogą się podleczyć fizycznie czy psychicznie, wymienić trofea na jakieś profity czy spróbować zdobyć dodatkowe karty i wskazówki.
Może się też zdarzyć w ekipie Badaczy śmierć… Cóż, gdy ma się do czynienia z takim Złem (przez wielkie Z), bardzo prawdopodobne, że ktoś tego nie przeżyje… Ale spokojnie, koniec Badacza to nie koniec gracza! Dlaczego nie miałby dołączyć do ekipy w zupełnie innym wcieleniu? Jak dla mnie – super! Niczego bardziej nie znoszę, jak śmierć i minuty wlokące się jak godziny w oczekiwaniu na koniec rozgrywki pozostałych graczy…
Czy chcesz wejść w mrok?
Gra zaskakuje dynamiką – nawet przy 8 graczach wszystko toczy się wartko, zegar tyka a im więcej czasu upływa, tym mniejsze są szanse na rozwiązanie sytuacji bez stawania oko w oko z Przedwiecznym.
Znak Starszych Bogów to gra na wskroś losowa i nie będzie to zaskakujące stwierdzenie dla wszystkich, którzy grali w gry oparte na rzutach kośćmi. Nie należy się więc nastawiać na ambitną strategiczną rozgrywkę. Osoby, które czują awersję na sam widok kości, lepiej niech po ten tytuł nie sięgają… Ja osobiście nie mam z tym problemu – ot, taki typ gry. Nie poradzisz 😉 Niemniej, nie jest tak, że na ruchy nie ma się kompletnie wpływu. Zdarza się, że można na tę losowość nieco wpłynąć.
Kością w Przedwiecznego
Przyznam, że trochę podchodziłam do tej recenzji, jak pies do jeża… Nie to, żebym się jakoś bała przebudzenia Przedwiecznego (no, może trochę). Po prostu nie do końca zdawałam sobie sprawę, kto zacz*. Jak ja się uchowałam, że dopiero po kupnie Znaku Starszych Bogów od Galakty dowiedziałam się, o co chodzi z tym całym Przedwiecznym? 😉
Trochę mam sentyment do tego tytułu – był jednym z pierwszych w mojej kolekcji, a na pewno pierwszym kooperacyjnym. Zachwycił mnie pięknymi, mrocznymi grafikami, wielością elementów, świetnym wykonaniem. Skusił mnie i zaintrygował ten świat mroku i tajemnicy. Znak Starszych Bogów swego czasu pojawiał się na stole często. Do walki z Przedwiecznym stawaliśmy chętnie, z wieloma graczami a nawet tylko we dwoje (w wersję 1-osobową nie grałam, nie lubię).
Gdybym oceniała Znak, kiedy był świeżynką na moim regale, spokojnie wystawiłabym 7 albo i 8. Dziś jednak, gdy wiem trochę więcej, gram trochę częściej, ta ocena i te emocje nieco spadły. Bo Znak Starszych Bogów to po prostu bardzo łatwa „turlanka”. Trzeba mieć naprawdę pecha, żeby w nią przegrać. Jest na tyle łatwa, że przysypiając o 3.00 nad ranem półprzytomnie można rzucać kośćmi i wciąż wygrać. Tak, ocieka klimatem, jest piękna i wszystko w niej działa, jak przystało na gry kościane i kooperacyjne, a nawet lepiej. Ale mimo to mam mieszane uczucia. Gra jest przyjemna, ale nie powala.
Dla kogo? Zdecydowanie nie dla graczy, którzy nie trawią losowości i/lub kooperacji. Tak – dla początkujących, na piątkową lekką partyjkę, jako odskocznia od ciężkich tytułów, wręcz imprezowa (8 graczy to już impreza, prawda? 😉
*jestem fanką archaicznego języka i rzadko używanych sformułowań. Jeśli Wy nie za bardzo, podpowiadam: „kto zacz” = „kto to taki” 🙂
Okiem wygłodniałego badacza:
Znak Starszych Bogów miał być dla mnie ideałem. Przystępny czas rozgrywki, możliwość gry solo, klimat, oprawa, Cthulhu. Miało być tak pięknie. Pamiętam, że jak tylko gra pojawiła się w przedsprzedaży, to bez wahania dodałem ją do koszyka, opłaciłem i czekałem na premierę. Gdy pudło pojawiło się w domu, rzuciłem się na nie niczym wygłodniały kultysta na Necronomicon. Niestety, zabrakło między nami chemii, ba, śmiało mogę stwierdzić, że jest to dotychczas moje największe rozczarowanie w przypadku gier planszowych. Nie pomogła oprawa i zapał do gry. Dla mnie z tego pudła wieje ogromną nudą. Kooperacja praktycznie ogranicza się do ewentualnego wspólnego ustalenia, którą kostkę zablokujemy na później. Wszystko, totalnie wszystko opiera się na rzutach kością i ewentualnym podejmowaniu decyzji, co do wykorzystania wskazówek. Pewnie nie powinien to być zarzut w przypadku gry kościanej, ale ta mechanika zabija w tej grze cały klimat. Łapiemy się na tym, że w ogóle nie jest istotne, co jest napisane na kartach muzeum, po którym teoretycznie wędrujemy. Patrzymy wyłącznie na to jakie mamy uzyskać wyniki na kościach i tyle. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zdecydowanie lepiej takie rozwiązanie sprawdza się w grach typowo abstrakcyjnych, w których nie ma w ogóle tła fabularnego. Naprawdę ze łzami w oczach patrzyłem na swoje niespełnione nadzieje z tym pudłem. Podobno zdecydowanie jakość rozgrywki poprawiają dodatki. Ja natomiast dużo lepiej bawiłem się przy elektronicznej implementacji gry i polecam sprawdzenie tej wersji. Od premiery minęło mnóstwo czasu i emocje też opadły, ale gdybym miał postawić ocenę, to zgodnie z nomenklaturą Board Game Geek byłoby to 4/10 – nuda, niespełnione nadzieje. No chyba, że faktycznie zamysł był taki, aby to była gra imprezowa po dużej ilości napojów wysokooktanowych.
Krzysztof Niziałek