Przełom jesieni i zimy, kiedy to za oknem szaro, zimno i ponuro, sprzyja przesiadywaniu w domu. Czasem przy książce, innym razem przy planszówce lub samotnie rozkładając pasjans i wspominając dobrych znajomych, nucąc przy tym starą szkocką pieśń ludową Auld Lang Syne….
Auld Lang Syne to jeden z klasycznych pasjansów. Nie wymaga on żadnych wiekszych umiejętności, reguł nauczycie się w dwie minuty, ale jego ułożenie to prawdziwy wyczyn. Podobnie jak w przypadku opisywanego już pasjansa Zegar, tutaj niemal wszystko zależy od szczęścia.
Melodia pasjansa
Przygotowanie Auld Lang Syne jest banalnie proste. Wykładamy z talii cztery asy w rzędzie, tworząc w ten sposób bazę główną. Będziemy na niej układali karty rosnąco, aż do Króla. W tym pasjansie nie zważamy ani na kolor, ani na barwę kart.

Poniżej bazy głównej tworzymy kolejny rząd złożony z czterech kart. Jeżeli mamy możliwość dołożenia kart na bazę główną, czynimy to. Jeżeli wyczerpią się możliwości ruchu, wykładamy kolejne cztery karty. Wolnymi do manipulacji są jedynie karty z dolnego rzędu. I tak do momentu, gdy wyczerpie się stos główny i zakończą się możliwości manipulacji wyłożonymi kartami, albo uda nam się przełożyć wszystkie karty na stosy bazowe, tak aby na szczycie każdego z nich pojawił się Król. W Auld Lang Syne nie przewiduje się ponownego tasowania kart.
Nostalgia
Jak widać jest to banalnie prosty pasjans jeżeli chodzi o zasady, lecz strasznie trudny do ułożenia. Przyznaje, że osobiście za nim nie przepadam, zdecydowanie bardziej wolę układy w których bardziej liczą się umiejętności układającego, jak chociażby w popularnym Klondike, czy mniej znanej Szalonej kołdrze. Ale jeżeli szukacie pasjansa po to, by tylko zabić nieco czasu, możecie spróbować swych sił w Auld Lang Syne. Jego układanie nie zajmuje więcej niż 5 minut więc wiele nie ryzykujecie.
