Niektóre z gier planszowych dają możliwość gry solo. Przyznam, że jeszcze nigdy z tego nie skorzystałem i jakoś nie ciągnie mnie do rozgrywki w Ingeniousa po to by sobie samemu powiedzieć „jestem genialny!”. Inne gry w swojej mechanice zakładają kooperacje. Ten tryb rozgrywki jak na razie także mnie nie przekonał – ma tendencję do dominacji gry przez jedną osobę…
Jednak są pudła, których zawartość łączy obie cechy: bardzo dobrą rozgrywkę solo i równie dobry tryb kooperacyjny. Pudła te po otwarciu sprawiają wrażenie wielkiego chaosu. Czym bardziej zaawansowany model tym ten chaos większy. 100, 500, 1000,4000 i więcej elementów, które po połączeniu w całość okazują się logicznym obrazem.
Puzzle gościły u mnie w domu już jak byłem małym dzieciakiem. Przywożone z Niemiec, najczęściej przedstawiające krajobrazy, nie raz trafiały do nas na stół, bądź podłogę. Obecnie nie mogę siebie nazwać maniakiem puzzli (czy jest odpowiednik geeka w świecie puzzli?), jednak raz na jakiś czas lubię uwolnić jakiś obrazek z pudła. Zarówno solo, jak i w kooperacji (szczególnie te większe obrazki) pozwalają na bardzo miłe spędzenie kilku wieczorów.
A, że dzięki uprzejmości Gwiazdora z Pegaza pod choinką znalazło się nowe pudło chaosu, to na pewno pozwolę sobie napisać jeszcze co nieco o jego zawartości, którą wraz ze swą żoną wypuściliśmy na wolność…
Poniższy artykuł pierwotnie ukazał się na blogu Prosto z pudła, który stał się częścią portalu Przystanek Planszówka