[vc_message]Poniższy artykuł pierwotnie ukazał się na blogu Prosto z pudła, który stał się częścią portalu Przystanek Planszówka[/vc_message]
Dnia 11 lutego Anno Domini 2012 godzina 21:00. Ośmioro śmiałków postanowiło pokierować swoje dwuosobowe zespoły z nizin na niezdobyty dotąd zimą szczyt, zwany czasem „Górą Mordercą”…. szczyt K2. Swój obóz rozbili w Auli Wyższej Szkoły Gospodarki racząc się towarzystwem przybyłych na 12 Noc Planszówek organizowaną przez animatora działań na rzecz popularyzacji gier planszowych i karcianych: bydgoskie Centrum Gier „Pegaz”.
Ośmioro śmiałków dysponujących szesnastoma himalaistami. Podzielili się na dwie grupy (grupa 1: Agnieszka, Mariusz, Radek, Karol; grupa 2: Szymon, Szymon, Bartosz, Łukasz), by spośród nich dokonać selekcji do podjęcia najtrudniejszego wyzwania. Pierwsze wejście postanowili pokonać latem łatwiejszą drogą na szczyt.
Wytrzymać 18 dni i dojść jak najwyżej. Taki cel obraliśmy startując w tych zawodach. Wszyscy wyposażeni w ten sam sprzęt, ruszamy z tego samego miejsca. 18 dni morderczej wspinaczki. Wyjście z pierwszego obozu zazwyczaj daje kilka dni na aklimatyzację. Spokojnie by móc zaatakować gdy tylko pogoda i siły członków wyprawy na to pozwolą… Jakże wielkie było me zaskoczenie gdy Góra już około 6 dnia pokazała, że nie toleruje nieuwagi. Jeden z moich himalaistów spadł! Śmierć praktycznie na starcie odbiera nadzieje. Pozostałe 3 ekipy w pełnym składzie…nawet jeżeli wejdę na sam szczyt wystarczy, że przeżyją wszyscy bym nie miał żadnych szans. Ale walczyć trzeba do końca: dotarłem do szczytu próbując uczcić śmierć zmarłego. Nie oszukiwałem siebie: i tak nie wejdę do czołówki himalaistów, którzy podejmą najcięższe z wyzwań. Jakież było moje zdziwienie gdy w ostatnim dniu gdy schodziłem do obozu okazało się, że Góra pochłonęła kolejną ofiarę. O zgrozo: a to przecież łatwiejsza droga! Tragedia kolejnej niespodziewanej śmierci otwarła mi wrota do finału.
Finał miał wyłonić najlepszego z najlepszych himalaistów. Tego, który wykaże się umiejętnością doskonałej analizy sytuacji, wytrzymałością ciała i siłą psychiki. Iście samobójcze wyzwanie jakim jest trudniejsza droga na szczyt w zimowej nieobliczalnej pogodzie! A jednak do zadania stanęło czworo śmiałków: Agnieszka, Mariusz, Szymon i Łukasz….Jedna kobieta i trzech mężczyzn.
Nie chciałem by powtórzyła się sytuacja z poprzedniego wejścia. Mając znów dwóch wyśmienitych himalaistów wiedziałem, że muszę kierować nimi tak by przeżyli….a jednocześnie świadom byłem, że tylko jeden zespół wygrywa. Kolejne 18 dni podczas których każdy próbował atakować. Jednak szybki atak szybko odbierał siły. Czym wyżej tym trudniej oddychać. Na trasie mijałem, bądź z daleka widziałem kolejne namioty w których śmiałkowie próbowali zebrać się na odwagę by znów spojrzeć na ogrom Góry. Czym bliżej szczytu tym ciaśniej, o czym przekonaliśmy się z Maciejem. Jeden gonił drugiego, a gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Żaden z nas nie wszedł na szczyt. Brakowało sił i woli Góry. Himalaista z mego zespołu, który pierwszy próbował zdobyć szczyt postanowił zejść niżej….przeżyć: to najważniejsze zadanie! Mimo, że czasu mało drugi podjął atak. Jeszcze są szanse: o ile góra nie pozwoli wejść nikomu na sam szczyt wygram…. Jednak przed samym końcem wyzwania Szymon zdobył wierzchołek. Wygrywa tylko jeden. Mierząc osiągnięcia zabrakło jednego punktu do remisu. Niestety nawet remisując chwała przypadła by temu kto pierwszy patrzył na wszystkich z góry. Ale ważne, że obaj moi członkowie wyprawy przeżyli – balansując na krawędzi życia i śmierci, z jednym punktem aklimatyzacji dotrwali do końca 18 dnia….
Dwa podejścia praktycznie jedno po drugim. Pełne stresu, napięcia, koncentracji. Góra która nie wybacza błędów i zdeterminowani przeciwnicy. Cała ósemka, która podjęła wyzwanie zasługuje na uznanie.Pamiętając, że koniec jednej drogi jest początkiem następnej liczę, na kolejne spotkania w drodze na najwyższe szczyty….
Podziękowania dla Centrum Gier Pegaz (organizatora Nocy Planszówek) za przekazanie zdjęć z turnieju.