Festiwal GRAMY 2013 – festiwal planszówkowych smaków

0

W ubiegły weekend, wielu miłośników spędzania czasu przy planszy zawitało do Gdańsk. Kto poznał już Festiwal GRAMY wie, że to nie tylko okazja by zagrać w któreś z kilkuset dostępnych gier. To miejsce spotkań, wymiany doświadczeń, promocji wydawnictw i…. dobrej zabawy niezależnie od wieku. Wraz z Piratem Cristobalem pojechaliśmy do Gdańska, by doświadczyć atmosfery jaka tam panuje. Emocje po intensywnym weekendzie opadły, zatem czas na małą relacje i refleksję pofestiwalową.

Relacje z poprzednich edycji oraz zapowiedzi tegorocznej sprawiły, że niesprecyzowane oczekiwania wobec festiwalu były bardzo duże. Będąc tam pierwszy raz spodziewałem się, przepychu, masy ludzi, masy gier, masy dobrej zabawy i radości, masy stoisk…. jednym słowem szykowałem się na planszówkowego BigMaca. Czy moja ochota na „fast fooda dla graczy” została zaspokojona?

Gramy – festiwal dzieci

Tym co jest niezaprzeczalnie mocną stroną GRAMY jest otwarcie się na najmłodszych. Chodząc po hali wystawowej ,spotkać można było rodziców i ich pociechy w każdym wieku. Myślę, że żadne dziecko nie mogło narzekać na brak zajęć. Lego, Angry Birds, kapsle, gry wielkoformatowe, kolejka elektyczna…. Aż chciałoby się wrócić do lat dzieciństwa i móc przeżyć to z emocjami, jakie musi ta ilość atrakcji wywoływać w młodej duszy.

Mam nadzieje, że kolejne edycje będą jeszcze bardziej otwierały się na najmłodszych. Z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to okazja by zaszczepić bakcyla planszówkowego w najmłodszych. Po drugie, jest to okazja by rodzice spędzili twórczo czas z dziećmi. Liczba uśmiechniętych maluchów to widok obok którego nie można przejść obojętnie.

GRAMY – festiwal „geeków”

To co cieszy najmłodszych, niekoniecznie jest atrakcyjne dla zagorzałych „geeków”. Ci na szczęście także mogli znaleźć coś dla siebie. I wcale nie chodzi mi tutaj o wypożyczalnie gier w której znalazło się ponad 700 planszówek. Mam tutaj na myśli „salę Essen” oraz część warsztatową.

W sali Essen miałem okazję spędzić trochę czasu. Jadąc nastawieni byliśmy na konkretne tytuły (tutaj chciałbym podziękować organizatorom, że wcześniej podali listę dostępnych gier) więc Kuzyn zapoznał się z ich instrukcjami. Jednak nawet gdyby tego nie zrobił, można było liczyć na „żółte koszulki”, które tłumaczyły zasady. Nawet nowości z Essen… Pokój Essen nie znajduje się na głównej hali. I to kolejny bardzo dobry pomysł organizatorów: dzięki temu na małej sali jest spokojniej i można bardziej skupić się na graniu.

Poznałem Amerigo, Nations i Lewis & Clarke. Gdybym miał polecić jeden z nich, na pewno będzie to Lewis & Clarke. W Polsce trudno dostępny, a szkoda, bo choć po pierwszej rozgrywce ciężko oceniać grę, to połączenie mechaniki worker placement i budowania talii oraz samo wykonanie gry sprawia, że fani „euro” nie mogą przejść koło niego obojętnie. Dla mnie Lewis & Clarke to „must have” i mam nadzieje, że w końcu nadarzy się możliwość zrecenzowania tego tytułu.

W części warsztatowej nie miałem okazji uczestniczyć. Spóźniłem się na zapisy: nie było miejsca. A szkoda, bo program wyglądał naprawdę ciekawie. Może w przyszłym roku uda się organizatorom rozszerzyć ten panel by więcej osób mogło skorzystać?

GRAMY – festiwal grania

Jak już wspomniałem, w wypożyczalni było dostępnych ponad 700 gier. „Gralnia” miała kilkaset stolików. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Jedyne czego w pewnym momencie zabrakło to stoliki. Szczególnie w niedzielę, widok osób grających na ziemi nie był niczym zaskakującym.

Trójmiejskie Spotkania z Grami Planszowymi odwiedziło ponad 6500 osób! Tutaj bez wahania można mówić o sukcesie. Tutaj słów kilka o osobach na które niektórzy może nie zwrócili uwagi. Pomiędzy stolikami, spotkać można było tzw. „żółte koszulki”, czyli wolontariuszy, którzy tłumaczyli zasady poszczególnych gier. Choć nie każdy musiał korzystać z ich pomocy, od każdego należą im się wielkie brawa i słowa uznania. Dzięki nim, sporo osób uniknęło mozolnego czytania instrukcji i mogło cieszyć się rozgrywką w różnego rodzaju gry. Praca jaką włożyli w festiwal i promocję gier jest z całą pewnością nieoceniona!

GRAMY – festiwal wydawców

Wreszcie należy wspomnieć o wydawnictwach. Spotkać można było przedstawicieli większości wydawców gier planszowych z kraju. Dużym atutem tegorocznej edycji jest fakt, że na stoiskach była możliwość zagrania w niektóre z gier.

Jeżeli pozwolić sobie można na chwilę kręcenia nosem, to tutaj to uczynię. Chciałbym namawiać organizatorów i wystawców do powiększenia tej przestrzeni. Wiem, że wymaga to zasobów, pewnie finansowych, ale przede wszystkim i osobowych. Możliwość poznania gier bezpośrednio na stoisku wydawcy, to kapitalna forma promocji. Owszem, większość, o ile nie wszystkie prezentowane gry były w wypożyczalni i sporo z nich umiały wytłumaczyć „żółte koszulki”. Jednak wiele osób na pewno doceniło pracę ekipy Portalu, tłumaczącej zasady Dziedzictwa czy Tezeusza, pracę Filipa Miłuńskiego tłumaczącego jak grać w CV, czy też zapał z jakim na każdym ze stoisk pokazywano zalety poszczególnych gier. Mam nadzieje, że ta część, zarówno pod względem liczby stoisk, jak i ich przestrzeni, będzie się rozrastać.