Zombi

niekończąca się opowieść

0

Uuuuu! Eeeee! Ekhm, ekhm…bo się zadławię. Niełatwo mają zombiaki. Najczęściej zmuszane przez wszystkich wizjonerów do brnięcia przed siebie w pogoni za ludzkim mięsem, którego nie popijają, a to przecież grozi wrzodami, niestrawnością i zapewne całą inną listą dolegliwości, które mają wpływ na ich tak szybkie rozczłonkowanie. Pomimo jednak tych przeciwności losu zombie rozgościły się na dobre we wszystkich współczesnych formach kultury i środkach masowego przekazu. Planszówkowy świat również ma sporo do zaoferowania dla wszystkich miłośników szukających swojego miejsca żywych trupów. Wystarczy podać przykład Zombiaków z naszego rodzimego podwórka, które od dobrych lat goszczą na stolach graczy, czy też tak samo kochanego, jak i znienawidzonego Munchkina w wersji zombie, bądź hit ostatnich miesięcy Zombicide. Tak planszówkowy świat ma co zaoferować dla graczy lubujących się w zombie, a mimo to nie widać końca pochodu truposzczaków. W tym roku do towarzystwa miłośników zimnych stópek dołączyło wydawnictwo G3 Poland znany i uznany wydawca karcianek oraz gier imprezowych, które zaserwowało dla rodzimych miłośników mięsa – Zombi! Ratuj się kto może! Karciana gra o zabarwieniu imprezowym twórcy z za naszej wschodniej granicy.

Co w ładowni?

Zombi! Ratuj się kto może! to przede wszystkim technicznie bardzo dobry standard wydania do którego wydawnictwo nas już przyzwyczaiło. W łapy dostajemy więc kolejne niewielkie pudełeczko w środku którego znajdziemy 63 karty i instrukcję w języku zrozumiałym dla wszystkich zombie z Polski. W grze występują dwa rodzaje kart. Karty zombiaków i karty przedmiotów za pomocą których będziemy zwalczać martwiaki. Grafiki na kartach są kolorowe i pomimo przewodniego tematu zombie nie straszą, a bawią i bardzo pasują do gry imprezowej. Nie powinny wywoływać obaw rodziców, że będą śnić się dzieciakom po nocach. W oprawie minusem jest tylko mała różnorodność zarówno stworów, jak i przedmiotów, co odbija się na grywalności. Kilka słów należy się instrukcji, która moim zdaniem nie należy do jednej z najlepszych od wydawnictwa. Pomimo bardzo prostych zasad osoby, które nie miały kontaktu z karciankami mogą mieć problem z interpretacją, bo, co na przykład w sytuacji, gdy w instrukcji jest napisane cyt. „Jeśli zdecyduje się zagrać kartę zombi, przekazuje ją innemu graczowi”, gdy w rzeczywistości mamy zagrać zombiaka w tzw. pole gracza przeciwnego. W treści instrukcji wkradł się również błąd i z papierowej wersji instrukcji gracze nie dowiedzą się, co zrobić, gdy na stole pojawią się Nieznośnymi Zombiakami, których nie można zniszczyć, a które w instrukcji nazwane zostały Wygłodniałymi Zombi. Nie jest to błąd, który wpływa w jakiś znaczny sposób na rozgrywkę ale z kronikarskiego punktu widzenia należy o nim wspomnieć. Wydawca zadbał jednak o to aby prawidłowa wersja instrukcji znalazła się w sieci i znajdziecie ją w tym miejscu.

Jak tym pływać i jaki kurs?

W grze wcielamy się w grupkę znajomych, która próbuje uciec przed hordą agresywnych zombi aby nie zostać jednym z nich. Grupka składa się od 3 do 7 graczy. Żeby uciec przed niechybną przemianą w zombi musimy zebrać  5 kart różnych przedmiotów, w swoim polu gry. Na początku rozgrywki tasujemy razem wszystkie karty zombiaków i przedmiotów tworząc w ten sposób stos z którego do każdego gracza trafiają 4 karty tworzące jego początkową rękę. W swojej turze gracz dociąga ze stosu 1 kartę na rękę, a następnie musi zagrać jedną z posiadanych kart. Gdy zagrywa przedmiot to wykłada go w swoim polu gry, gdy natomiast chce zagrać kartę zombiaka to wykłada ją w polu gry dowolnie wybranego gracza. Wykładając kartę musimy trzymać się zasady ogólnej, która nie pozwala mieć w polu gracza takich samych kart, co oznacza, że nie możemy mieć dwóch takich samych przedmiotów, czy też inni gracze nie mogą nam wcisnąć dwóch takich samych zombi. A co w sytuacji, gdy ktoś nam już wciśnie zombiaka? Każda z kart w talii (z wyjątkiem kart Nieznośnych Zombi), posiada w lewym górnym rogu symbol. Takie same symbole występują zarówno na kartach przedmiotów, jak i martwiaków. Symbole wykorzystywane są do niszczenia kart, które mamy wyłożone w polu gracza np. gdy ktoś nam wciśnie kartę Bus Zombiaków z symbolem „płuca”, możemy rozwalić go za pomocą wyrzutni rakiet na której również jest symbol „płuca”. Wiecie już, jak rozwalać zombiaki ale zasada ta działa również na nasze przedmioty i gdy mamy wyłożoną kartę wyrzutni rakiet w swoim polu gry, to ktoś zagrywając nam autobus pełen zombiaków niszczy nam tą kartę.Kartę zniszczoną i kartę wykorzystaną do zniszczenia odkładamy na stos kart odrzuconych.

 Zebranie 5 przedmiotów w swoi polu nie jest łatwe, a czasami graniczy z cudem przy czym im więcej graczy przy stole tym trudniej. Przekłada się na to możliwość zagrywania kart na dowolnego przeciwnika i nim dojedzie do naszej kolejnej tury, to na stole możemy nie mieć nic prócz zombiaków, a to prosta droga do tego aby samemu stać się zombi. Chodzącym trupem stajemy się, gdy w naszym polu gry pojawi się 5 kart zombi. Wówczas przemieniony gracz odrzuca wszystkie posiadane karty ale nie odpada z gry. Jako nierozumny zombiak w swojej turze dociągamy jedną kartę i zagrywamy w pole dowolnego gracza.

Gra kończy się z chwilą, gdy dla któregoś z graczy uda się zebrać 5 przedmiotów w swoim polu, co jest równoznaczne z tym, że udało mu się uciec przed wygłodniałymi martwiakami. Gra kończy się również w sytuacji, gdy przy stole zostanie jeden przedstawiciel rozumnego gatunku ludzi, a reszta reprezentuje już zombi, wówczas gracz ten wygrywa niezależnie od ilości posiadanych przedmiotów.

Do abordażu, czy na dno?

Hmm…w nawiązaniu do tematu gry można napisać, że dostaliśmy w łapy ładnie wykonanego ale porządnie zgniłego zombiaka. Dokładnie tak jest. Gra została dobrze wydana i ma naprawdę atrakcyjną oraz przyjemną  dla oka oprawę graficzną. Samo założenie również wydawało się być dobrym pomysłem. Grupa ludzi uciekająca przed hordą zombiaków w szybkiej i zabawnej grze imprezowej naprawdę mogła być strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo prosty ale bardzo dobry pomysł w mechanice gry na uczestnictwo w dalszej grze gracza, który stał się już jednym z martwiaków. Niestety zabrakło chyba większej liczby przeprowadzonych testów, bądź testerzy byli grupą znajomych projektanta gry, którzy nie chcieli robić mu przykrości. Wszystko w tak banalnie prostej grze poległo właśnie na niedopracowaniu mechaniki.

Nawet nie o to chodzi, że gra jest strasznie losowa i jeżeli nie będziemy mieli szczęścia w kartach to nie wygramy.Tego typu scenariusz w grach karcianych, a w imprezowych szczególnie to pewien standard do którego nikt z zasady się nie czepia ale w przypadku tej gry, jeżeli karty nie ułożą się idealnie dla któregoś z graczy to ciężko liczyć nawet na cień szansy, że się wygra, co ja mówię, że w ogóle ktoś wygra. Po pierwsze gra nie ma żadnego sposobu na ograniczenia gry na zasadzie „bicia lidera”. Gdy gramy w większym składzie niż minimalne 3 osoby to po jednej turze w naszym polu gry możemy nie mieć żadnego przedmiotu. Wystarczy, że pozostali gracze zobaczą, iż troszeczkę wysunęliśmy się na prowadzenie, a w ciągu jednej tury mogą zbić nasz cały dobytek do zera i ciułanie przedmiotów zaczyna się od początku. Tak, tu wychodzi druga największa wada tej gry, czyli syndrom „niekończącej się opowieści”. Pudełkowe 15 minut rozgrywki włóżcie między bajki. Jedyna szansa na tak krótki czas rozgrywki zachodzi chyba tylko w przypadku, gdy do gry zasiądzie 3 graczy, a jeden z nich będzie miał idealne karty, czyli pulę różnych przedmiotów na ręce których nikt nie będzie w stanie mu zniszczyć. W każdym innym przypadku po 30 minutach dojdziecie do wniosku, że jeżeli nie dacie po prostu komuś wygrać to gra się może jeszcze długo nie zakończyć, co jest czymś niedopuszczalnym w grze o zabarwieniu imprezowym.

Mam jednak jakiś sentyment do tej gry, który wynika z tego, że zaliczyłem kilka rozgrywek ze swoim juniorem. W tym przypadku pomimo tego, że od samego startu byłem skazany na świadomą porażkę bawiliśmy się całkiem fajnie niszcząc zombie na stole i zapominając przy tym o właściwym celu gry. Mały Pirat mówi, że dla niego to gra na 10 (są spluwy i może rozwalać zombie, a to wystarczy aby dobrze się bawić 😉 i chociaż mój biegun nie jest tak zupełnie po przeciwnej stronie, to więcej niż 5 świątecznych łosi po zombiaki nie podjedzie, a to i tak w ramach magii zbliżających się świąt. Wyłącznie dla zatwardziałych zombie! Grrrr!

Ocena 5/10

Tekst i zdjęcia: Pirat Cristobal

Dane techniczne łajby

nazwa: Zombi! Ratuj się kto może!
ładowność: od 3 do 7 piratów
wiek pirata: od 10 lat
czas rejsu:  15-30 minut
stocznia PL: G3 Poland

Kurs na BGG


Za przekazanie łajby dla wydawnictwa G3 Poland dziękuję i do pływania na ich łajbach nawołuję!

G3III

PRZEGLĄD RECENZJI
Ocena
5
Poprzedni artykułNowa marka w świecie RPG
Następny artykułGra o Tron HBO – unboxing.
Rach, ciach, trach! W pierwszej kolejności pudła z karciankami i kośćmi plądruje, bo szybkiej konfrontacji ciągle poszukuje i nad wyraz miłuje. Wytchnienia w rodzinnej kooperacji szuka, gdzie wspólnie z Lady J. i Małym Piratem przygody przeżywają i złym lordom brzydkie gęby obijają.
zombie-niekonczaca-sie-opowiescUuuuu! Eeeee! Ekhm, ekhm...bo się zadławię. Niełatwo mają zombiaki. Najczęściej zmuszane przez wszystkich wizjonerów do brnięcia przed siebie w pogoni za ludzkim mięsem, którego nie popijają, a to przecież grozi wrzodami, niestrawnością i zapewne całą inną listą dolegliwości, które mają wpływ na ich tak...