Na ławie oskarżonych rzadko zasiadają gry imprezowe. Recenzje party games to bardziej domena Pirata Cristobala. Sąd przyznaje, że z dystansem podchodzi do tego gatunku planszówek. Jednak gdy Wydawnictwo G3 zwróciło się z zapytaniem o przeprowadzenie procesu dwóch niewielkich imprezowych tytułów „Zupa z karaluchami” i „Karaliszek kłamczuszek”, Uncle Lion postanowił, że może warto otworzyć się na nowe planszówkowe obszary.
Z racji, są to niewielkie gry, proces (recenzja) każdej z nich zostanie przeprowadzony podczas jednego posiedzenia Sądu. W dniu dzisiejszym Sąd wzywa na ławę oskarżonych grę „Zupa z karaluchami”!
Hodowcy karaluchów
Jacques Zeimet to nazwisko autora zasiadającej na ławie oskarżonych gry. Pewnie większości graczy niewiele ono mówi, nie mówiąc już o tym, że większość będzie miała problem, by w ogóle je wymówić. Krótkie śledztwo wykazało jednak, że na polskim rynku dostępnych jest przynajmniej kilka jego tytułów m.in.: Karaluszek kłamczuszek, Sałatka z karaluchami i San Ta Si. Drugie nazwisko, które oficerowie śledczy powiązali z oskarżonym to Rolf Vogt, który ilustrował kilka z gier tego autora. W tym te związane z karaluchami – widać obaj panowie nie boją się robactwa, tak nie lubianego przez większość ludzi.
W kuchni pełnej karaluchów
Zupa z karaluchami to niewielkie pudełko, które dzięki rozmiarom, bez problemu będzie można zabrać na każde planszówkowe spotkanie. Znajdziemy w nim 128 kart, instrukcje i… wypraskę. Ta ostatnia pomaga utrzymać porządek w środku i zapobiega niszczeniu się kart podczas transportu. Karty mają bardzo nietypowy wymiar. Są one dostosowane do rozmiaru pudełka, identycznego jak np. Karaluszek kłamczuszek, jednak tam jest ich o połowę mniej. Ci, którzy lubią zabezpieczać karty koszulkami, w tym wypadku raczej nie znajdą odpowiedniego rozmiaru.
Na kartach znajdziemy cztery warzywa: grzyby, pory, pepperoni i marchewki. Kuchnia w której trzymane były te warzywa z pewnością wymaga deratyzacji – na wszystkich można znaleźć sporo karaluchów. 14 kart wyróżnia się spośród całej talii: są to karty siorbiących karaluchów. Ilustruje je przekreślony obrazek z jednym z czterech rodzajów warzyw oraz karaluch (karaluszka?) smakującą zupę.
Zupa z karaluchami skierowana jest do graczy od 6-99 lat. Grafiki na kartach z całą pewnością spodobają się dzieciom, a i dorosłych nie będą męczyć. Malowane z lekkim przymrużeniem oka przypominają, że mamy do czynienia z grą lekką, która ma przede wszystkim bawić.
Przepis na zupę
Zasady zostały spisane w małej książeczce, której przeczytanie nie powinno zająć więcej niż 5 minut. Nie tylko szybko się je czyta, ale równie szybko tłumaczy innym..
Wszyscy graczę otrzymują równą liczbę kart. To z nich będzie powstawała zupa. Cel jest prosty: jak najszybciej pozbyć się wszystkich kart z ręki (tworzących zakryty stos). Aby to uczynić, będą po kolei wykładali karty ze swojego stosu i szybko nazywali warzywo jakie się pojawi. Zatem będą pojawiały się marchewki, pory, pepperoni i grzyby. Brzmi prosto. Jednak nie zawsze marchewka będzie marchewką. Gdy wykładają warzywo, które już leży na górze stosu, nie mogą powtórzyć jego nazwy. Czyli gdy rzucamy marchewkę na leżącą już marchewkę możemy powiedzieć: pepperoni, grzyb lub por.
Podczas niniejszego procesu wspomniano, że gotowana zupa jest pełna karaluchów. Te które chodzą po warzywach nie wpływają na rozgrywkę. Są tylko pełnym białka dodatkiem do zupy. Jednak gdy się pojawia wielki siorbiący karaluch, gracz musi siorbnąć. Mało tego: od tej chwili, każda karta z warzywem znajdującym się na karcie siorbiącego karalucha wymusza siorpanie. A, że nazwy warzyw nie mogą się powtórzyć, to gdy po siorpaniu, wypada kolejna karta wymagająca siorpania gracz wypowiada „mmmm”. Aby pamiętać jaka była ostatnia karta siorbiącego karalucha, kładzie się ją na górze stosu i kolejne dokłada na drugim. Gdy znów pojawi się siorbiący karaluch, wraca się do pierwszego stosu i tak do momentu gdy ktoś się nie pomyli.
Każda pomyłka, a może nią być złe podanie nazwy, wszelkie zająknięcia, zbyt długie zastanawianie się, zmusza gracza do wzięcia wszystkich kart ze stosu kart odrzuconych.
Z karaluchami da się żyć
Jak już wspomniano na początku procesu, Sąd nie gustuje w grach imprezowych, zatem trzeba się spodziewać krytycznej, aczkolwiek mimo wszystko sprawiedliwej, oceny.
Zupa z karaluchami to gra od 2 do 6 osób w wieku od 6-99 lat. Gdy mowa o wieku, informacja jest prawdziwa. W przypadku liczby osób, gra teoretycznie działa w każdym składzie. Natomiast zdecydowanie więcej zabawy przynosi rozgrywka wieloosobowa. I jak przystało na party games – najlepiej grać w 4-6 osób. W dwie osoby, każdy dostaje do ręki aż 64 karty co może powodować pewne znużenie podczas rozgrywki. Czas rozgrywki nie powinien przekroczyć 20 minut, jednak w przypadku gry 2-3 osobowej gra czasami można zaobserwować syndrom niekończącej się opowieści: żaden z graczy nie może pozbyć się wszystkich kart.
Tym co jest kwintesencją rozgrywki jest jej dynamika i pojawiające się „odgłosy paszczowe” . Na swoją turę nie czekamy dłużej niż 20 sekund (a jeżeli czekamy to znaczy, że nie doczytaliśmy zasad), a w trakcie wymieniania nazw nie rzadko dochodzi do przejęzyczeń. I nie chodzi tu tylko o to, że ktoś zapomni siorbnąć, lub wymieni drugi raz nazwę tej samej karty. Choć w grze występują tylko 4 warzywa, to podczas rozgrywki zdarza się, ze ktoś zamiast grzyb, mówi pieczarka, z bliżej nieokreślonych powodów pojawia się nagle pietruszka, a pepperoni staje się papryką. Element stresu spowodowany tempem rozgrywki i powiększającym się stosem kart do wzięcia sprawia, że z naszych ust potrafią wydobyć się baaardzo dziwne dźwięki… co sprawia, że podczas gry często słyszymy salwy śmiechu.
Do deratyzacji?
Czy zatem Zupa z karaluchami jest grą, którą warto uwolnić z pudła?
Jeżeli nie lubisz gier imprezowych to ten tytuł Cię raczej do nich nie przekona. To tylko (aż) solidne party game. Jeżeli szukasz powiązania mechaniki z tematem – też możesz czuć się zawiedziony.
Aby się przy nim dobrze bawić, trzeba nabrać trochę dystansu do siebie i nie bać się przejęzyczeń, jęków umysłu itp. Tutaj liczy się zabawa i tę z całą pewnością znajdziemy. Z pozoru banalna mechanika pokazuje, jak pod presją czasu potrafią plątać się nasze myśli i język. Krótki czas rozgrywki sprawia, że Zupa z karaluchami może stać się przerywnikiem między cięższymi tytułami – przerywnikiem, który na pewno pozwoli rozluźnić przemęczone zwoje mózgowe. A temat? Choć trochę na doczepkę, to od razu pomaga w budowaniu odpowiedniego nastroju rozgrywki.
Zatem jeżeli szukasz szybkiej i prostej gry imprezowej, w którą chcesz pograć w większym gronie – rozważ uwolnienie karaluchów z pudła. Deratyzacja nie będzie potrzebna: istnieje duże prawdopodobieństwo, że staną się pożądanymi gośćmi na planszówkowym stole.
Uwolnić Zupę z karaluchami z pudła
Czynniki łagodzące wyrok:
- zgrabne pudełko,
- zabawne grafiki
- proste zasady
- szybki czas rozgrywki
Dowody winy:
- słabo się sprawdza dla dwóch osób,
- nietypowy rozmiar kart
Dziękuję wydawnictwu
za doprowadzenie oskarżonego przed oblicze Sądu.