Wydawnictwo Egmont ma „nosa” do zmiany tła fabularnego wydawanych gier, które debiutowały na rynku dobrych kilka, kilkanaście lat temu. Nie szukając daleko można chociażby wspomnieć o dwóch hita wydawnictwa, czyli Piraci: karaibska flota oraz Pan tu nie stał! W pierwszym przypadku ciężko pracujący górnicy z pudła Boomtown wyszli na powierzchnię by stać się morskimi piratami, co floty budują, skarby łupią i Krakena się nie boją. W drugim przypadku mozolne i wyczerpujące budowanie muru chińskiego z gry Great Wall of China zamieniło się na matematyczne przeliczanie, czy opłaca nam się wepchać do niekończącej się kolejki sklepowej znanej z czasów PRL-u. Tym razem teoretycznie nie mamy wielkiej zmiany, bo zarówno w pierwowzorze, jak i w edycji wydanej na naszym rynku, mowa jest o piratach i skarbach ale w praktyce oprawa i miejsce pirackich rozbojów, to dwie inne planety 😉 W pierwowzorze gry Kosmiczni Piraci mieliśmy do czynienia z piratami, co się morskiej przygody nie boją, a w wersji wydawnictwa Egmont morscy rozbójnicy, niczym Gagarin, w kosmos zostali wysłani. Przyjrzyjmy się zatem z bliska, jak ta przemiana wyszła i czy łupienie skarbów w kosmosie daje dużo frajdy.
Kosmiczna flota.
Sercem mechaniki gry są karty, nie jest więc dziwnym, że w środku pudła najwięcej znajdziemy kart. Dostajemy więc pięć talii kart, po osiem kart w każdej. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o to aby każda talia miała inne grafiki piratów, co nadawałoby fajnego indywidualizmu poszczególnym frakcją. Niestety karty różnią się tylko kolorem tła rewersów i awersów, co na starcie nie jest najlepiej przyjęte, bo oznacza to, że sami piraci występujący na kartach nie mają żadnych cech i tak naprawdę w samej rozgrywce nie mają znaczenia. I tak faktycznie jest podczas rozgrywki. Liczą się tylko cyferki przypisane do kart. Wyjątek stanowi wyłącznie karta portalu. Portal ma przypisaną umiejętność, którą wykorzystujemy podczas gry. Wizja kosmicznych piratów, którą możemy oglądać na kartach jest całkiem przyjemna dla oka, aczkolwiek wydaję mi się, że grafiki mogłyby trafić do każdej gry utrzymanej w klimacie kosmicznych przygód i niekoniecznie przedstawiając kosmicznych piratów. Brakuje mi w nich czegoś pirackiego, czegoś charakterystycznego dla rzezimieszków. Możliwe, że wynika to z mojego osobistego zamiłowania do morskiej przygody. Oczywiście to rzecz gustu i każdy z Was powinien sam ocenić, czy mu się podobają i czy są wystarczająco pirackie. Natomiast na moje pirackie oko bardzo klimatycznie wygląda oprawa kafli z planetami na których będziemy zdobywać skarby. Zawsze, gdy mam kontakt z tego typu grafikami, to roją się w mej głowie wizje, jakie stwory mogą zamieszkiwać te odległe planety 🙂 W pudle pozostały jeszcze żetony skarbów, dwa kosmiczne stateczki z kartonu które wciskamy w podstawki oraz ładnie wdana instrukcja. Sama jakość wydania jest bardzo dobra i w tym przypadku należy tylko życzyć sobie aby wydawnictwo cały czas utrzymywało swój wysoki standard.
Na podbój kosmosu!
Gra Kosmiczni Piraci, to gra w budowanie swojej przewagi na wybranych planetach aby zdobyć skarby. Liczba skarbów jest różna i zależna od liczby graczy biorących udział w rozgrywce np.: przy trzech graczach na każdej planecie są dwa skarby. Natomiast zdobyte skarby przekładają się na punkty zwycięstwa, które zdobywamy na koniec gry. Planet jest sześć, a w każdej swojej turze możemy wysłać wyłącznie jednego pirata na jedną wybraną planetę. Po orbitach planet krążą dwa kosmiczne statki. Statek handlowy i statek piracki, które poruszają się w zależności od wykonanej akcji przez gracza. Wysyłanie naszych piratów po skarby wygląda w taki sposób, że zagraną kartę kładziemy zakrytą przy planecie. Tworzą się w ten sposób rzędy kart, które będą rozpatrywane na koniec gry. Nie ma żadnych limitów piratów okupujących planety, co oznacza, że po kolejnych turach przy danej planecie może być kilku Twoich piratów. Są natomiast trzy zasady przy zagrywaniu kart, które obowiązują wszystkich graczy. Po pierwsze, gdy zagrywamy kartę przy danej planecie, to odkrywamy kartę, która poprzedza właśnie wyłożoną przez nas kartę. Druga zasada jest tak, że gdy odkrytą kartą okaże się być portal, to wciąga on wyłożoną przez nas kartę i portal przepada wraz z tą kartą w odmęty kosmosu (czyt. odrzucamy zarówno kartę portalu, jak i kartę pirata do pudełka). Trzecia i ostatnia zasada jest taka, że jeżeli na planecie przy której odkrywamy kartę jest statek kosmicznych piratów lub kupców, to statki, te przemieszczają się na kolejne planety w kierunku zgodnym z kaflem przemieszczania się tych statków.
Gra kończy się w momencie, gdy wszystkim graczom skończą się karty na ręce lub, gdy statek handlowy, bądź statek piracki zrobi pełny zatoczy koło po układzie planetarnym i wróci na swoją planetę startową. Wówczas przechodzimy do podliczania punktów. W pierwszej kolejności rozliczamy poszczególne planety. Czyli odkrywamy wszystkie pozostałe zakryte karty przy planetach. Następnie porównujemy cyferki na kartach. Ten gracz, który miał najwyższą sumę wynikającą z jego kart przy danej planecie wygrywa na tej planecie, a w nagrodę może jako pierwszy wybrać zdobyty skarb. Kto jest drugi ten wybiera, jako drugi, a gdy skarbów jest mniej niż przedstawicieli poszczególnych graczy wówczas ktoś będzie musiał obejść się bez skarbu. Każdy skarb to określona wartość punktów zwycięstwa. W momencie rozliczania zdobytych punktów zwycięstwa musimy również uwzględnić modyfikatory wynikające z krążących po orbicie statków, handlowego i pirackiego. Mianowicie statek piracki zabiera wszystkie skarby z planety przy której znajduje się na koniec gry. Statek handlowy traktowany jest natomiast, jako dodatkowy skarb o wartości 10 punktów. Zwycięzcą zostaje ten, który po przeliczeniu wszystkich modyfikatorów zdobył najwięcej punktów.
Twarde lądowanie w matematycznym kombinezonie.
Nie ma co ukrywać ale jestem odrobinę zawiedziony tą grą. Gra mechanicznie działa sprawnie i nie ma żadnych przestojów i pod tym względem właściwie nie można jej nic zarzucić ale… Przede wszystkim brakuje mi w niej jednak klimatu i myślę, że nie ma na to wpływu zmiana szaty graficznej. Po prostu nie odczuwamy, że jesteśmy postrachem kosmicznej przestrzeni i łupimy kolejne planety. Bardziej czułem się jak odkrywca minerałów na odległych planetach niż pirat. W takim przekonaniu utwierdzał mnie również niezależny statek piracki, który krążył po orbicie aby na koniec gry złupić jedną z planet ze skarbów. W przypadku Kosmicznych Piratów mamy do czynienia z kolejnym tytułem legendy świata planszówkowego dr Reinera Knizia, w którym w istocie na pierwszy plan wychodzi matematyka. Przeliczamy, czy mamy przewagę przy danej planecie, a jeśli nie, to czy jest szansa, że zgarniemy jakieś skarby. Liczymy, dodajemy, kalkulujemy, warto, nie warto.
Dla mnie Kosmiczni Piraci są uboższą wersją Pan tu nie stał! Jest tu zdecydowanie mniej kombinowania i mniej emocji. Całość odbywa się w sposób bardzo schematyczny. Dodatkowo statek handlowy przynosi zbyt dużo punktów zwycięstwa i praktycznie w przypadku wszystkich naszych rozgrywek wygrywał ten gracz, który zdobył ten statek.
Gdybym miał komuś polecić ten tytuł, to zapewne zaproponowałbym to pudło dla rodziców grających z młodszymi dzieciakami, które radzą już sobie z podstawami dodawania. W takim przypadku emocji w trakcie zabawy jest zdecydowanie więcej, a i o klimat jest zdecydowanie łatwiej. Na pewno w trakcie rozgrywki odnajdą się również fani samego autora gry, którzy dobrze wiedzą, że matematyka to podstawa dobrej zabawy według tego autora. Reszcie proponuję sprawdzić tytuł przez zakupem. Wyciągając więc średnią z oceny juniora 8 i mojej 6 mamy zasłużone 7.
Za przekazanie pudła dla wydawnictwa Egmont dziękuję i do pływania na ich łajbach nawołuję!
Już kolejna gra z piratami w której handel opłaca sie bardziej niż rabowanie ….
Podobne do ”Pan tu nie stał”, ale zdecydowanie gorsze. Szkoda. 4/10