Przedstawiamy pieśń barda recenzenta o przygodach, które czekają graczy sięgających po cyfrową wersję gry Wiedźmin Gra Przygodowa. Nasza recenzja aplikacji ukazała się w ubiegłym tygodniu w ramach planszoManiaKalnej serii w serwisie tabletManiak.pl. Dziś zapraszamy na fabularyzowany opis przygód barda recenzenta…. Słów w niej niemało więc siądźcie wygodnie, czytajcie i komentujcie…..
Prolog
Włączył iPada. Po kliknięciu ikony nowo zainstalowanej aplikacji, zobaczył ekran z czterema postaciami, walczącymi z potworami nachodzącymi z różnych stron. On wiedział. Wiedział, że już za chwilę wcieli się w jedną z nich. Stanie do walki jako Geralt, Jaskier, Yarpen lub Triss. To on zdecyduje którą ścieżką będzie kroczył, jakie umiejętności będzie posiadał, znajdzie odpowiedź na nurtujące go pytanie: czy to jest jego przeznaczenie….
Wtem nastała ciemność. Niczym noc, która wyostrza zmysły wojownika. Choć trwała sekundy, w jego głowie pojawiła się masa myśli. Błąd aplikacji? Zawiesiła się? Nie zadziała na moim iPadzie? Wpatrując się w ekran z napięciem, z ulgą usłyszał dźwięk muzyki a jego oczy zauważyły jak na czarnym tle pojawiają się jasne piksele tworzące znaki.
– Tak – pomyślał – dobrze trafiłem, znaki mnie w tym utwierdzają. CD Projekt Red, Can Explode…. Przygoda się rozpoczyna.
Przed sobą miał ekran powitalny. Czas podjąć pierwszą decyzję. Jaki tryb rozgrywki wybrać: offline, czy online? Poczuł strach. Potworny, skręcający trzewia strach przed pierwszą wyprawą. Strach, który swe korzenie ma w lęku przed przegraną niosącą upokorzenie. Będąc nowicjuszem, nie znającym zasad panujących w świecie gry, wiedział, że musi wybrać grę offline. Zmierzyć się ze sztuczną inteligencją, nie mającym uczuć tworem, zdolnym do wykonywania setek tysięcy obliczeń w ciągu sekundy. W przeciwieństwie do żywego przeciwnika, ten w żaden sposób nie skomentuje jego potknięć. Spiął mięśnie palców, już miał rozpocząć przygodę, gdy kątem oka w górze ekranu zauważył rząd ikon. Skupił się na nich. Opcje: tam zbyt wiele nie znajdę, grać i tak będę w ojczystej mowie a muzyki ściszać nie będę, niech wprowadza w mego ducha klimat wiedźmińskich przygód. Zasady… Odetchnął z ulgą. Czyli będę mógł przejść najpierw szkolenie. Gdy rozpoczął ich lekturę, szybko zdał sobie sprawę, że niewiele rozumie – nie widząc planszy, kart, litery owszem, składały się w słowa a słowa w zdania, jednak ich znaczenie było dla niego niezrozumiałe…
– Księgi mi nie pomogą, muszę szukać dalej.
Obok dostrzegł samouczek. Już wyobrażał sobie szkolenie, na wzór tego, które w Kaer Morhen przechodzili adepci sztuki wiedźmińskiej. Sięgnął po wcześniej zaparzone zioła wzmacniające. Łyknął parującą wciąż ciecz i kliknął w ikonę samouczka. Ku jego zdziwieniu znalazł tam dziesięć krótkich filmów, które tłumaczyły zasady. Żaden tutoriat, żadna interaktywna forma. Usiadł zatem wygodnie i obejrzał wszystkie. Nie wiedział, czy to wygodny fotel, czy złożoność świata sprawiły, że wciąż czuł się zagubiony. Wciąż nie miał pewności, czy rozumie wszystkie zasady.
– Przecież wieść głosiła, że to gra przygodowa, że nadaje się dla mniej doświadczonych…. Tymczasem ja… – oddał się zadumie – …. ja wciąż nie jestem gotów. Czuje, że to przeznaczenie, że mam w sobie siłę… Ale przecież dobrze pamiętam słowa Triss w Kaer Morhen, które nietrudno odnieść do mojej sytuacji. Niekontrolowane zdolności są groźne. Dla Źródła i dla otoczenia. Otoczeniu Źródło może zagrozić na wiele sposobów. Sobie tylko na jeden. Jest nim choroba umysłowa.
Płynąca ze słuchawek muzyką rozwiała mrok jego myśli i upewniła go. Wiedźmin Gra Przygodowa, to nie legenda, nie żadne demo… To twoje przeznaczenie graczu!
Obawiając się, by strach i niepewność znów go nie ogarnęły, szybko nacisnął przycisk „zagraj offline” i wcielił się w rolę Geralta. Skoro nie wszystko rozumiał, wiedźmińska siła i miecz zdają się najłatwiejszą ścieżką. Pozostałe postacie będzie obserwował… Rozpoczął więc grę, a może …drogę ku przeznaczeniu? Wędrówkę ścieżkami prowadzącymi go do celu głównego: wykonania trzech zadań.
Ujrzał pierwsze zadania. Musiał wybrać czy podąży ścieżką „drogi bez powrotu”, czy wybierze misję, która da mu więcej punktów, lecz będzie trudniejsza i wymagająca. Chęć zdobycia większej chwały, by bardowie mogli snuć pieśni o jego wyczynach, nie pozostawiała wątpliwości: idź drogą „magii piękna”. Nie ważne, którą kartę przygód by wybrał, czekało na niego kilka zadań. Główne, które musiał wykonać, niosące za sobą szereg konsekwencji oraz poboczne, stanowiące dodatkowe wyzwania i punkty. Wykonywane poniekąd po drodze, jako nadarzająca się wędrowcom przygoda. Mógł też liczyć na wsparcie innych bohaterów, co dawałoby punkty jemu oraz temu, kto wesprze jego działania.
Ruszył z ośnieżonego Kaer Morhen, w każdej turze wykonując dwie akcję. Mógł podróżować do sąsiedniego miasta lub udać się w szybką podróż, ścieżkami prowadzącymi dalej, ale wtedy miał pewność, że zły los go nie ominie. Mógł badać tropy, wybierając karty śledztwa i rozpatrywać ich konsekwencje. Rozgrywając kolejne tury miał możliwość rozwoju swej postaci i zdobywania nowych przedmiotów przydatnych w kolejnych etapach przygody. Jako wiedźmin warzył eliksiry umieszczając je na posiadanych kartach rozwoju. Wreszcie mógł odpoczywać. Choć w drodze do przeznaczenia wydawało mu się to stratą cennego czasu, co jakiś czas decydował się na to, by móc podleczyć za każdym razem dwie lekkie albo jedną ciężką ranę.
W każdym odwiedzanym mieście zdobywał tropy potrzebne do wykonania zadań. Czasem wykorzystywał je, by wykonać zadania poboczne innym razem zamieniał tropy na dowody, by móc wypełnić zadanie główne.
Kraina gry szybko go zauroczyła. Przemieszczając się pomiędzy miastami zaznaczonymi na mapie, wpatrywał się w ośnieżone szczyty w pobliży Kaer Morhen, rozkoszował pięknem lasów przy Shaerrawedd, wzdrygał się przemierzając deszczowe i mroczne okolice Rivii i Mahakam i wsłuchiwał się w szum morza przebywając w Novigradzie i Cintrze. Każda kraina niosła nowe niebezpieczeństwa, nowe wyzwania, nowe przygody. Przez cały czas towarzyszyła mu także muzyka pomagająca poczuć klimat przygody.
Choć duch walki nakazywał mu przyśpieszyć, dążyć do jak najszybszego wykonania zadań, musiał najpierw uporać się z przeszkodami. Czyhały one na niego w postaci różnej maści potworów. Walczył z Ghulami, Zjawami, spotykał na swojej drodze Szybrawców i Bandytów. Pojawiały się także Upiory, Kikimory, Syreny. Zdarzało mu się natrafić także na trudniejsze w pokonaniu potwory: Leszych, Przerazy, Gryfy i inne paskudne stworzenia. Nie tylko one były problemem. W wielu miejscach czekał na niego zły los, zwabiając do krain potwory, zadając mu rany, opóźniając jego działania, ściągając na jego postać kolejne żetony złego losu. Tak jakby chciał on pokazać Geraltowi, że jest w błędzie, że droga jego przeznaczenia to tylko bajdurzenie w które niegdyś uwierzył….
Gracz myślał, że będąc Wiedźminem nie musi niczego się obawiać. Ma przecież dodatkowe kości przydatne w czasie walki, zdobywa nowy ekwipunek i waży eliksiry. Uważał, że jest silniejszy niż pozostałe postacie. Jednak jego pewność siebie szybko została zachwiana. W czasie walk przyjmował na siebie kolejne ciosy, niedoleczone rany w kolejnych walkach stawały się ciężkimi ranami. Czasem nie mogąc już przyjąć kolejnych, przypominając bardziej poranionego bezdomnego, niż dumnego wiedźmina, tracił punkty zwycięstwa.
Wiedźmin przemierzał kolejne miasta, walczył z potworami i bandytami, próbował ustrzec się przed złym losem. Udał się do Brokilonu by poznać legendę o różach, po drodze zdobywał kolejne tropy mówiące o niebezpieczeństwach czających się wśród gruzów Shaerrawedd. Wreszcie udało mu się zdobyć białą różę dzięki czemu liczył, że zgodnie z przepowiednią, będzie miał nieskończone szczęście. Pewny siebie rozpoczął kolejne zadanie. Udając się na zlecenie Generalicji do Wroniej Przełęczy, owszem zdobył maść ochronną w Mariborze, zdobył pieniądze, by opłacić chłopów do pomocy. Jednak gdy udał się do Tretogoru i natrafił na terroryzującą przełęcz przerośnięto wywernę. Pokonał ją, ale koszt zwycięskiej walki był niezwykle wysoki. Podczas pojedynku musiał użyć Jadu Zeugula, sięgnął po znak Igni, a mimo to otrzymał trzy lekkie ciosy, które szybko zmieniły się w ciężkie ropiejące wymagające odpoczynku rany. Po odpoczynku, gdy ruszał na wykonywać ostatnie zadanie wiedział, że musi zdobyć znak Heliotropu lub Quen, by wzmocnić swoją obronę. Trzecie i ostatnie zadanie w którym zmierzył się z Wijem z Mariboru przyniosło mu zwycięstwo. Zdążył przed wszystkimi, posiadając najwięcej punktów chwały….
I tak Geralt pokonał swoich rywali podczas swej pierwszej rozgrywki. Wiedział, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze wróci do gry, gdyż nie był pewien, czy zwycięstwo przyniosły mu jego wrodzone i nabyte umiejętności, czy może przeciwnicy okazali się tak słabi… A może… zwycięstwo było mu przeznaczone…..
Gdy pieśń ucichła….
Bard zakończył śpiew. Nikt się nie odezwał. Oprócz cichnącej muzyki, słychać było wyłącznie szum wiatraków komputerów. A potem nagle rozległ się odgłos błędu systemu operacyjnego, u jednego z zebranych wokół serwisu czytelników. Wówczas, jak gdyby na sygnał, jeden z czytelników wstał i skłonił się przed kamerką sztywno i dystyngowanie.
– Dzięki ci, Bardzie Recenzencie – powiedział dźwięcznie, choć niegłośno. – Niechaj to ja, Wolowittz, Mistrz Aplikacji Mobilnych, niechybnie jako wyraziciel opinii wszystkich tu obecnych, wypowiem słowa podziękowania i uznania dla twej sztuki recenzenckiej.
Powiódł wzrokiem po liście zalogowanych w serwisie, których ciężko było zliczyć. Słuchacze kiwali głowami, szeptali….
– Nie będzie przesadą – ciągnął – gdy powiem, że zaciekawiłeś nas do głębi, ową pieśnią.
Trubadur wstał i skłonił się, a jego palce wprowadziły na ekran chatu stosowną emotikonę.
Miejsce w którym się zebrali, to miejsce częstych recenzji i dyskusji, wyrażania opinii o grach i aplikacjach użytkowych, słynące z otwartości na różnorodne formy, opinie i tematykę. Opiekujący się serwisem zwali go. „Miejscem dla techManiaKów” i chętnie gościli tu każdego. Ale nawet przy okazjach wyjątkowych, takich jak zakończona właśnie pieśń recenzencka, czytelnicy trzymali się w swych własnych, dość wyraźnie odizolowanych grupach. PCtowcy przystawali do PCtowóc. Miłośnicy Androida grupowali się wraz ze swymi uzbrojonymi po zęby w różne aplikacje pobratymcami, i tolerowali obok siebie co najwyżej posiadaczy różnych tabletów i smartphonów obsługiwanych przez zielone ludziki.
Wszyscy niePCtowcy zgodnie zachowywali rezerwę wobec PCtowców. Posiadacze PCtów odpowiadali innym podobną monetą, ale wśród nich też bynajmniej nie obserwowało się integracji. Różnili się oni mocą posiadanych komputerów i przeznaczeniem ich do różnych prac. Adepci spod znaku nadgryzionego jabłuszka izolowali się zupełnie i wszystkich dookoła sprawiedliwie obdarzali arogancją.
Wyjątek, jak zwykle, stanowiły planszomaniacy. Zwolnieni z nakazu ciszy obowiązującego w czasie występu barda, z dziką radością pomknęli ku stołom, by tam z zapałem oddać się grze, której reguły były nie do pojęcia dla kogoś, kto pożegnał się już ze szczęśliwymi latami dzieciństwa. Pozostali użytkownicy komputerów i urządzeń mobilnych, nie przywiązujący się specjalnie do nich nie uznawali podziałów sprzętowych i systemowych. Na razie….
– W samej rzeczy! – zakrzyknął jeden z zalogowanych na serwerze graczy, Leonard, chudy jak tyka drągal w za którego plecami stał regał pełen oryginalnych gier. – Dobrze rzekł pan od mobilnych! Piękne to były ballady, na honor, mości recenzencie!
– Mistrzu! – zawołała postawna Bernadette- Bardzie recenzencie, jakże to tak? Zostawiacie nas w niepewności? Przecie to nie koniec waszej ballady? Zaśpiewajcież nam o tym, co dalej było!
– Pieśni i ballady o grach – skłonił się recenzent – nie kończą się nigdy, o pani, bo aplikacje są niemal jak wewnętrzna chęć grania w nie, jest wieczna i nieśmiertelna, nie zna początku, ni końca…
– Ale co było dalej? – nie dawała za wygraną. – Powiedzcie nam choć o tym, jeśli nie macie życzenia dalej śpiewać. Nie padły w waszych pieśniach żadne oceny, ale przecie wiemy, że ów wyśpiewany przez was gracz to nie kto inny jak ty właśnie. Czyż nie tak?
Recenzent uśmiechnął się wyniośle i tajemniczo.
– Śpiewam o uniwersalnych przygodach graczy, dobrodziejko – oświadczył. – O emocjach mogących stać się udziałem każdego. Nie o konkretnych osobach.
– Akurat! – wrzasnął ktoś z tłumu. – Każdy wie, że śpiewki o twojej przygodzie traktowały!
– Ale tam! – krzyknął gardłowo prowodyr androidowej grupy, trzęsąc potężną rudą, sięgającą pasa brodą. – Toż to wszystko, z przeproszeniem pana recenzenta, bujda, czyli wymysł poetyczny, po to, by ładniej było i wzruszająco. I aby tekst jakiś powstał. Ale potyczki z potworami, jak wijem z Mariboru czy bestią z Tretogoru, toście nam dopiero pięknie wyśpiewali, Recenzencie! I widać było, że nie łżecie ni krztyny, ja to mówię, a ja łez od prawdy odróżnić umiem, bo jam misje przy Wroniej Przełęczy nie raz pokonywałem…
– Ja, – krzyknął Leonard – wiele razy misje te pokonywałem, alem was tam nie widział!
– Boście pewnikiem zamiast grać tylko gameplaye oglądaliście! – odpalił Sheldon. – A ja byłem w pierwszej linii, tam, gdzie było gorąco!
– Bacz, co mówisz, brodaczu! – poczerwieniał przesuwając kamerkę w stronę najnowszej jednostki centralnej komputera. – I do kogo!
– Sam bacz! – androidowiec trzepnął dłonią po zatkniętym za pas smartphonie. – Widzieliście go? Geek chędożony! Awatarowy! Trzy lwy w awatarze! Dwa srają, a trzeci warczy!
– Pokój, pokój! – mąż z awatarem siwowłosego druida w białej szacie ostrym, władczym głosem zażegnał awanturę. – Nie godzi się, moi panowie! Nie tu, nie na serwerze techManiaKa, serwisu stojącego ponad zwadami tego świata! I nie w przytomności recenzenta, którego ballady winny uczyć rywalizacji w grach a nie języka i słowa pisanego godnego forumowych trolli.
– Słusznie! – poparł go mość w szatach kapłana. – Patrzycie, a oczu nie macie, słuchacie, a uszy wasze głuche. Bo miłości bożej nie ma w was, boście są jako puste beczki… Nic a nic z pana recenzenckich ballad nie pojęliście, niczegoście się nie nauczyli. Nie zrozumieliście, że ballady te o losie graczy mówiły, o tym, żeśmy w rękach deweloperów i marketingowców jeno zabawką, a urządzenia nasze inwigilatorów są igrzyskiem. Ballady o przeznaczeniu mówiły, o przeznaczeniu nas wszystkich….
– Bredzisz, święty mężu! – zawołała do mikrofonu niewiasta Penny. – Jaka inwigilacja? Jaki wytwór deweloperów? Kto jak kto, ale Wiedźmina znam: książki Sapkowskiego czytałam, w gry komputerowe grałam a nawet serial, jaki był, taki był ale oglądałam. I wiele swego czasu dla Wiedźmina oddałam. Nie, nie legenda to i nie bajka. Prawdę, szczerą prawdę wyśpiewał nam tu bard recenzent. Na planszowego Wiedźmina nie ja jedna długo czekałam i doczekałam ! I nawet rozgrywce się oddałam!
– Potwierdzam – powiedziała głos skrywający się za awatarem smukłej wojowniczki z czarnymi włosami gładko zaczesanymi do tyłu i splecionymi w gruby warkocz. – Ja, również znam Geralta Białego Wilka, słynnego pogromcę potworów. Widywałam też nie raz i nie dwa czarodziejkę Triss, bom na konwentach i różnych Cosplayach bywała! Więc i historia gracza musi być prawdziwa!
– Mości Mistrzu Aplikacji Mobilnych! – Penny zwróciła się do Wolowitza. – Gracz grał dalej czy nie, zostawił aplikację czy usunął ją z urządzenia. Przygoda trwała?. Uchylcież rąbka tajemnicy!
– Jeśli pieśń mówi, że gracz spróbował znowu – uśmiechnął się – to tak było… Miłość gracza do aplikacji przetrwa wieki. Taka jest moc poezji. No chyba, że to tylko zauroczenie było….
– Wieść niesie – wtrącił nagle komes Stuard- że wielu graczy aplikację odinstalowało. Wielce ją w internatach promowano, że taka doskonała to planszówka i doskonała aplikacja mobilna, ale w prawdziwym starciu przegrała. Mawiali potem że literówek ma sporo, zapisu stanu gry nie posiada, czasu zbyt wiele wymaga i podobno gracz w niej „nadludzko” mądrzejszy od komputra. Tak to już jest, ludkowie, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Każdy kiedyś trafi na lepszego i połknie żelazo.
– Nie wierzę – smukła wojowniczka wykrzywiła blade wargi, splunęła siarczyście na ziemię, z chrzęstem skrzyżowała na piersi osłonięte kolczą siatką przedramiona. – Nie wierzę, by gra Ignacego Trzewiczka, znanego nam graczom z takich tytułów jak Robinson Crusoe czy Osadnicy Narodziny Imperium trafiła na lepszą. Zdarzyło mi grać w jego gry. Niektóre są wręcz wyśmienite… Do tego tematyka: Wiedźmin, toć to nic innego jak nasz towar eksportowy! Dzieła Sapkowskiego, gry komputerowe… Zresztą za Wiedźmina Grę Przygodową odpowiedzialny jest Fantasy Flight Games i CD Projekt… A ci jak wiadomo niejeden hit już wydali a ich produkty na półce niejednego geeka widywali! Dlatego nie wierzę, by ów mógł zostać pokonany w starciu z innymi grami.
– Każdy autor i deweloper dupa, kiedy dostępnych aplikacji kupa – rzekł sentencjonalnie Sheldon Cooper.
– Toć to ballada była, cne panienki – ziewnął spragniony piwa geek. – Gdzie się tu w balladzie prawdy doszukiwać? Prawda jedno, poezja drugie. Weźmy choćby ową… Jak jej tam było? Sztuczną inteligencję. Ją to pan poeta całkiem z palca był wyssał. Grałem ci ja w Wiedźmina nie raz i wiem, że sztuczna to może i ona jest, ale inteligencji to jej brak.
– Łeż to! – krzyknął rudy mężczyzna w kurcie ze skóry, z czołem przepasanym kraciastą chustą. – Jeszcze przed świętami ukazał się aktualizacja poprawiająca AI aplikacji!
– Sami widzicie, że nie łżę! – wezwały wszystkich na świadków spragniony geek. – Masz tu oto screen z jednej z mych styczniowych rozgrywek. Do pięciu zadań grałem, bo obiecywano mi epicką przygodę. Co zaś dostałem?! Sam zobacz, że komputer o 100 punktów ograłem.
– Epicką przygodę to miałem, gdy na mej drodze stanął Nidhogg. Bestia ta o dziwnych kształtach już przed rozpoczęciem walki zadaje nam ciężką ranę. Pięć mieczy i cztery tarcze na to paskudztwo potrzeba. ta Mało tego! Za każdą brakującą tarczę kolejna rana nam przybywa. Gdy widziałem jak komputer zmaga się z nią, uśmiałem się szczerze. Sztuczna inteligencja co turę tracił punkty i uciec od niej nie może…. Ubaw był po pachy, dopóty, dopóki sam w podobnej sytuacji się nie znalazłem. Grając Jaskrem wiedziałem, że złoty potwór skopie mą delikatną rzyć, a żadna z mych pieśni nie uśpi potwora. Jednak w krainie żadnych innych stworów nie zastałe, stanąć oko w oko z Nidhoggiem musiałem. Już kilka nieuleczonych ran na swej skórze miałem, więc na koniec walki już nie było gdzie następnych rozmieszczać. Odebrał mi zatem potwór punkty zwycięstwa, a ja na początek następnej tury nic tylko leczyć się mogłem. Zdjąłem więc ranę z akcji podróży, lecz kolejna leżała na akcji szybkiego podróży. Kaleka uciekać nie może. Znów walka z Nidhoggiem. Jedyne wolne miejsce na rany zajęte przed walką, prawdopodobieństwo wyrzucenia samych tarcz bardzo niskie więc znów punkty stracone. I tak przez dobrych kilka rund! Na szczęście w krainie pojawił się Geralt, prawdziwy pstryczek w nos od losu, gdy do pomocy stawia nam rywali. Dopiero on zdołał pokonać bestie i ruszyłem w dalszą wyprawę…. Iście epicki potwór, który potrafi całkowicie zablokować naszą przygodę… Śmierci nie niesie, tylko się pastwi nad nami jak nad jakimś ścierwem!
– Poprawiono błędy – wyjaśnił kto inny. – Poprawiono literówki, dodano zapis stanu gry przez którego brak niejeden adept sztuki wiedźmińskiej rezygnował z przygód, podobno i inne zmiany wprowadzono . Czy zatem recenzent w swej pieśni minął się z prawdą?.
– Nie tak było, wcale nie tak – zaprotestował ryży. – Poprawiono błędy ale AI ciągle jest żenujące! A w multiplayer nie będzie wielu grać, gdyż przygoda trwa zbyt długo. .
– Tak czy inaczej – krzyknął spragniony piwa geek – nie odnalazł w Wiedźminie swojego przeznaczenia! Poeta zełgał!
– Ale pięknie zełgał – rzekła anonimowa niewiasta.
– Nie o poezję idzie, lecz o fakty! – zawołał inny recenzent. – Powiadam, że Wiedźmin to zmarnowana szansa. Oprawa graficzna na wysokim poziomie, muzyczna również. Niejedna aplikacja pozazdrościć może tych dwóch cech… Jednak całość….
– A ja powiadam, że całość zabił dowtime – rozległ się głos z innego IP. – Wiem. to, bo choć nie grywałem często, to kiedy przyszło mi przez ponad 3 godziny szwendać się po planszy, zdobywając kolejne tropy, przyjmując kolejne rany i, o zgrozo, czekając czasem nawet dwie minuty na swój ruch, wolałem wybrać inną aplikację. Szydzić możecie z nas użytkowników iPadów, ale my multitaskingu na swych urządzeniach nie mamy. Więc w tym czasie nic innego na tablecie nie zdziałamy. Policzcie wy sobie, jeżeli potraficie. Epicka przygoda w czterech graczy trwa kilkadziesiąt rund, każda przynajmniej 3 minuty…. Trzy godziny jak nic! A nawet więcej! Niejeden tytuł ograłem i powiem wam, że rozgrywki w Wiedźmina do epickich nie zaliczę! Owszem dotrwałem do końca, ale to chyba tylko dzięki opowieściom spisanym przez mości Sapkowskiego, które czytane przez aktorów chętnie przez słuchawki poznawałem. I choć nagrań takich kilkadziesiąt godzin, to nie sądzę by przy wszystkich towarzyszył mi właśnie ta gra….
– Jeszcze jeden kombatant – warknął Sheldon do pozostałych. – Sami bohaterowie i wojownicy. Hej, ludkowie! Czy jest wśród was choć jeden, który nie uważa się za geeka, który zjadł wszystkie rozumy?
– Kpina nie na miejscu!
– Jak powszechnie wiadomo – ciągnął – w Wiedźminie szukaliśmy epickich przygód, dynamicznej akcji. Słysząc, że grać będzie można Triss, Yarpenem, Geraltem i Jaskrem, spodziewaliśmy się kooperacji, albo przynajmniej sporej interakcji. A co dostaliśmy? Owszem, dobrze, że w przeciwieństwie do innej gry przygodowej, znanego wszystkim, choć nie przez wszystkich lubianego Talismanu, tutaj nie możemy walczyć między sobą. Ale na krew elfów, dlaczego interakcja jest tak znikoma?! Dlaczego oczekując na swoją turę można śmiało odejść od monitora bo i tak niewiele się traci.
– Zaiste – powiedział komes Stuard, patrząc wyzywająco. – Ciekawych rzeczy doszukaliście się w balladzie, mości panie. Za mała interakcja? A co z udzielanym wsparciem?
– Wsparcie niewiele wnosi – rzekł zimno. – Nic nie usprawiedliwia tak długiej bezczynności podczas oczekiwania na swoją turę. A mówię tu o trybie offline! Spróbujcie zagrać z żywym przeciwnikiem….
– Czcze gadanie! – wybuchnął Sheldon. – Głupia gadka! Czas to cena jaką trzeba poświęcić, by zyskać przyjemność grania. Spójrzcie na postacie w które możecie się wcielić. Każda inna! Geralt posiadający dodatkowe kości, co czyni go silnym w walce. Wyjątkowo wytrzymały Yarpen mogący przyjąć więcej ciosów niż inni bohaterowie. Triss i jej mgaiczne zaklęcia. No i Jaskier, który choć wojownik z niego żaden, to swoimi pieśniami wiele złota jest w stanie zdobyć. Śpiewajcie zatem recenzenckie pieśni. Nie pójdzie w las nauka, a przyda się nam ona, zobaczycie!
– To musiało kiedyś przyjść – oświadczył nagle siwy druid. – To musiało się stać. Zapomnieliśmy, że nie wystarczy by na pudełku z grą pojawiło się nazwisko znanego autora, nie wystarczy odniesienie się do legendy o Białym Wilku. Potrzebne jest coś więcej, gdyż nie jesteśmy na tym świecie sami, że nie pępkiem tego świata jesteśmy. Jak głupie, leniwe, obżarte karasie w zamulonym stawie nie wierzyliśmy w istnienie szczupaków. Dopuściliśmy, by nasz świat, jak ów staw, zamulił się, zabagnił i zgnuśniał. Rozejrzyjcie się dookoła – wszędzie pełno bardzo dobrych aplikacji. Narzekania doświadczonych graczy, że Wiedźmin zbyt łatwy, narzekania nowych graczy, że gra zbyt złożona. Czemu się dziwicie? Spróbowaliście obejrzeć tutorial? Przeczytać instrukcję? Nie tylko ten gracz z pieśni czuł się niepewnie rozpoczynając przygodę. A wystarczyło wzorem innych aplikacji stworzyć interaktywny tutorial…. To musiało się źle skończyć…
– Ech, zawrzyjcie gębę, świątobliwy! – zaryczał Sheldon, tupiąc ciężkimi buciorami. – Mgło się robi od waszych zabobonów i banialuków! Flaki się przewracają…
– Ostrożnie, Sheldon – przerwał mu z uśmiechem wysoki elf. – Nie drwij z z cudzych doświadczeń. Ani to ładne, ani grzeczne, ani… bezpieczne.
– Z niczego nie drwię – zaprotestował. – Nie podaję w wątpliwość istnienia braków, ale oburza mnie, gdy ktoś ocenę gry z umiejętnościami gracza. Na Wiedźmina składa się szereg małych mechanizmów, które mają czynić go czymś więcej niż tylko kolejnym klonem Talismana. Dokonywanie wyborów które wpływają na grę: wybór postaci, zadań, akcji. Potwory stające na naszej drodze. Losowość kości, którą można zmniejszyć rozwijając odpowiednio postać. Ryzyko, jakie niesie ze sobą los… Jeżeli nie dostrzeżemy plusów gry, pójdzie ona szybko w zapomnienie, a przecież nie możemy zostawić tak produktu polskiego dewelopera! Wiedźmin to dobra planszówka!
– Bardzoście zadufani – warknął Leoanrd. – Zapomnieliście, panie pasowany, że przez nasze urządzenia przetoczyło się już wiele bardzo dobrych gier, które niczym żelazny walec, zmiażdżyły to co zaledwie dobre.
– Nikt nie ujmuje zasług naszym konfratrom – powiedział. – Hańba temu, kto nie uzna kunsztu Ignacego Trzewiczka, dokonań CD Projektu, wielkich gier spod znaku FFG. Nie zapomniał o nich recenzent w swej balladzie, i my też nie zapomnimy. Ale zważcie, że owi gracze zjednoczeni i solidarni wokół techManiaKa, że może i Wiedźmin to dobra gra przygodowa, jednak na urządzenia mobilne ona się nie nadaje! Ileż powtarzać można te same wady. W grach nie szukamy tylko pięknych dźwięków i obrazów. Gry mają nieść nam coś więcej…. A tu ewidentnie czegoś zabrakło!
– Jak rzekło się wcześniej, Wiedźmin może i na miano dobrej planszówki zasłużył, może i znajdą się początkujący gracze i miłośnicy przygód, którzy za bardzo dobry produkt go uznają. Jednak my tu o aplikacji mówimy, która jest niemal wierną kopią planszówki…. Widać nie każdą planszówkę na iPady i inne systemy przenosić należy!
– Bzdura – powiedział zimno elf. – Pleciecie głupstwa, miłośniku planszówek. Rasizm zaślepia was w oczywisty sposób. Planszówki są takimi samymi grami jak te komputerowe!
– Wierutne to kłamstwo! Choć obie ludyczny charakter mają, nie zawsze skutecznej zmianie medium się poddają. Choć mieszamy różne mechaniki gier komputerowych i planszowych już od wielu lat, nie wiem i nie raz wychodzi nam to wyśmienicie, nie wiem czy w tym wypadku wyszło to na nasze szczęście czy nieszczęście….
– Dosć waśni i sporów. Rozpoczął swą pieśń recenzencką, więc niech sam rozstrzygnie! Czy Wiedźmin Gra Przygodowa jest warta pamięci na naszych urządzeniach. Czy warto poświęcać energię procesorów na snucie się po krainach pełnych potworów i przeciwności. Niech w końcu sam oceni. Ponoć taka jest rola barda recenzenta!
– Właśnie! – krzyknęła Penny. – A gdzie on jest?
– Zmył się – skonstatował Sheldon Cooper, patrząc na brak jego avatara…. Iście po recenzecku! Pozwolił, by wybrzmiały wszystkie za i przeciw a ocenę pozostawił nam, graczom…
Epilog
I sięgnął gracz po Wiedźmina Grę Przygodowa. Potem kolejny raz i znów… Grając różnymi postaciami, wykonując różne zadania. Zauroczony piękną grafiką, różnorodnością postaci, wsłuchując się w dźwięki muzyki, nie mógł zrozumieć, dlaczego przygoda już go tak nie pociąga. Widział, że mechanika jest ciekawa, a sama planszówka powinna zadowolić miłośników gier przygodowych. Gracz szybko dostrzegł, że AI aplikacji jest żenujące a downtime wręcz zabójczy. Więc z radością przyjął nowinę o jej uaktualnieniu. Wierzył, że nastał czas zmian. Poprawiono literówki, dodano możliwość zapisu gry offline… Jednak sztuczna inteligencja wciąż zawodziła. Teraz już uznał ją za żenująco żałosny żart… A multiplayer… Cóż. Przy tak długim czasie rozgrywki nie łatwo znaleźć chętnych do gry. Wiedźmin powoli staje się legendą, smutną opowieścią o niewykorzystanym potencjale. Mędrcy mówią, że w legendzie jest źdźbło prawdy…. Lecz sam nie miał pewności, czy doczeka się jeszcze nowej, dobrej, cyfrowej wersji tej planszówki… Na razie Wiedźmin dla gracza stał się legendą, lecz nie przeznaczeniem…..
Podobieństwo osób i zdarzeń do tych opisywanych przez Andrzeja Sapkowskiego w książce Krew Elfów nie jest przypadkowe Cześć Gdy pieśń ucichła wykorzystuje w całości lub dostosowuje do potrzeb tekstu fragmenty książki.