„Ja jedną rzecz w życiu traktuję serio. I jedna rzecz się dla mnie liczy. To, co robię.” – Sławomir Borewicz
Szkolenie
Przed pierwszą rozgrywką w „07 zgłoś się” byłem lekko zdenerwowany. Nie jestem przyzwyczajony do uczenia się grania z instrukcji. Najczęściej bywa tak, że już ktoś zna zasady i zasad uczę się na bieżąco. Gdy ostatnio próbowałem uczyć się grania z instrukcji nie skończyło się to zbyt dobrze… Czułem więc, że to moje małe pierwsze wyzwanie związane z tą grą. Jakie było moje zadowolenie gdy okazało się, że instrukcja nie dość, że krótka i przyjemna to w całości skupia się na poprowadzeniu gracza za rączkę. Od rozłożenia elementów, do końca rozgrywki. Napisana jest w przystępnym języku, który łatwo idzie zrozumieć, a także porusza wszelkie aspekty i niejasności jakie mogą pojawić się podczas grania. Autorzy przygotowali się na każdą ewentualność – w każdej więc chwili zawahania co teraz zrobić mogłem spokojnie zajrzeć do instrukcji i wiedzieć, że znajdę tam odpowiedź na pytanie „co mam teraz robić?” Gra to jednak nie tylko instrukcja ale też oczywiście elementy o których wspomniałem wcześniej. I chyba czas najwyższy żeby je przedstawić.
Służbowe wdzianko
Otóż to, elementy gry. Gdy otrzymałem ten tytuł w swoje ręce bałem się, że wykorzystanie motywu „z Borewicza”, to zwykły chwyt marketingowy, a w pudełku znajdę jakieś słabo wykonane elementy. Często stosuje takie podejście do różnych nowości, jednak wyłącznie z takiego powodu, że wolę być pozytywnie zaskoczony iż zawiedziony. Przechodząc jednak do sedna. W pudełku dostałem dwie talie kart, kilkanaście pionków, znaczników itp. elementów. Jak dla mnie jest tego w sam raz. Bardzo spodobało mi się przede wszystkim wykonanie tych elementów. Plansza/mapa gry składa się z prostokątów które symbolizują najważniejsze miejsca PRL-owskiej Warszawy. Znajdziemy tam więc Dom Partii, Hotel Victoria, Łazienki czy Stadion X-lecia.I wszystkie karty planszy występujące w grze.
Prócz 14 kart miejsc w grze znajdują się także 2 karty punktacji na których gracze umieszczają swoje znaczniki po każdej zakończonej rundzie (zdobytych jak i straconych w niej punktów – ale o tym dalej).
Wyżej wspomniałem o 2 taliach kart – tak naprawdę karty te różnią się tylko rewersami gdyż awersy w jednej jak i drugiej są identyczne, no ale wiąże się to z samą rozgrywką. Co mogę powiedzieć o wykonaniu tych kart. Choć grafiki na nich przedstawione są ładne, a karty są idealnej wielkości do trzymania w dłoni to mają jeden mały minus. Przydadzą się koszulki – wiecie, takie jakich używają gracze np. Magic The Gathering – pomogłoby to zdecydowanie w ochronie przed wytarciem się ich, czy zniszczeniem. Oczywiście tutaj pojawia się problem ceny za takie koszulki oraz liczba kart w grze. Wiadomo, że jeśli około 100 koszulek kosztuje około +/- 10 zł to w grze karcianej gdzie tych kart jest ponad 250-300 cena gry musiałaby wzrosnąć o tę właśnie kwotę. W takim przypadku jak najbardziej rozumiem pomijanie tego aspektu. W grach jednak w których liczba kart nie przekracza 100, wydawcy mogliby się już wysilić i tę 100 folii dodać a cena 10 dodatkowych złotych raczej by aż tak wielkiej różnicy nie zrobiła. Zaznaczam jednak – sytuacja ta tylko i wyłącznie dla mnie jest malutkim minusem, jednak na ogólną ocenę gry jak i jej wydania nie będzie miała pewnie wpływu. Ot takie przyczepienie się na siłę – w końcu trochę ponarzekać trzeba 😛 Na jednej jak i drugiej talii znajdują się 3 rodzaje grafik – Sprawcy, Miejsca oraz Przestępstwa. To po jednej takiej karcie każdy z graczy wybiera na początku rozgrywki i to jest jego sprawa którą musi rozwiązać inny gracz (dokładny opis jak to działa znajduje się w instrukcji). Jedna taka talia tworzy więc talię sprawy, druga zaś talię dowodów.
Pozostałe elementy które zostały do przedstawienia, to znaczniki którymi posługuje się gracz podczas rozgrywki oraz żetony spraw umieszczane na kartach miasta (tych 14 o których wspomniałem wcześniej). Jest 5 kolorów znaczników – po jednym dla każdego z możliwych graczy. Są to znaczniki reprezentujące dowody, poszlaki, radiowozy, rozwiązaną sprawę (3 takie znaczniki) oraz znacznik punktów karnych. Żetony umieszczane na kartach miasta wyglądają z jak karty sprawy – z wiadomych przyczyn są jednak mniejsze.
Tak właśnie prezentują się wszystkie elementy w grze. Patrząc na nie można stwierdzić, że mają ten suchy charakter PRL-u, a zarazem coś co sprawia, że uważamy je za ładnie wykonane. Widać, że twórcy w każdym z elementów gry chcieli oddać jej charakter i za to mają ode mnie ogromny plus.
Pierwsze śledztwa
W końcu mogę przejść do opisania rozgrywki. Tutaj nie ma co za wiele się rozpisywać. Wszak każdy powinien sam zagrać i się przekonać. Ja podchodząc do tej gry przyznam się, że byłem lekko przerażony czy spełni ona moje oczekiwania, czy może trafię na – mówiąc wprost – słabą grę, zrobioną na siłę i bez pomysłu, przy której będę się modlił o jak najszybsze zakończenie. Jak się okazało później, gra jest więcej niż dobra. Bawiąc się w detektywa i analizując jaką sprawę ma jeden z graczy można się nieźle nagłówkować.
Nadal w głowie siedzi mi moment w którym pewny siebie po kilku turach – dumny z siebie jak paw, wskazałem jaką sprawę ma koleżanka. Po zaledwie kilku sekundach z pawia stałem się oskubanym kurczakiem gdyż przez nieuwagę pomyliłem znaczniki i okazało się, że nie trafiłem w żadne z wskazanych przeze mnie miejsc. Śmiechu było przy tym od groma. Może się wydawać, że interakcja występuje tylko w przypadku 2 graczy – każdy ma za zadanie wszak odgadnąć sprawę gracza po swojej prawej stronie. Rozmowy jednak i zabawa występują między wszystkimi uczestnikami rozgrywki. Prawdziwa gra nerwów rozpoczęła się jednak dopiero gdy prawie wszystkie znaczniki mieliśmy już wszyscy umieszczone na mapie i w każdej turze można było wygrać. Ten dreszczyk emocji „czy zgadnie, czy jeszcze ja będę miał szanse” pojawiający się w głowie. To jest to czego oczekuje się od gry i dostaliśmy to ze znajomymi grając w tę grę.
Wydawca polskiej edycji gry podszedł do niej zgodnie ze słowami porucznika Borewicza, które przytoczyłem na samy początku. Szata graficzna, związana z klasykiem polskiej telewizji, jest wszak nałożona jedynie na wcześniej przygotowaną mechanikę. Można by na nią nałożyć inną, dowolna szatę – np. Sherlocka Holmesa czy Herculesa Poirot. W Polsce jednak każdy woli być jak Porucznik Borewicz… Porucznik Sławomir Borewicz.
Tekst powstał dzięki współpracy Przystanku Planszówka ze studentami specjalności Gamedec – badanie i projektowanie gier.
Dziękujemy wydawnictwu
za przekazanie gry do recenzji.