Pierwsze zetknięcie się z grą planszową Relic Runners (RR dla skrótu) produkcji firmy Days of Wonder mogę opisać w jednym zdaniu. „Jakie te cudo kolorowe”. Poza tym, archeologiczny setting samej planszówki wydał mi się ciekawy.
Zawiłe manuskrypty, tajemnicze świątynie i piękne relikty
Runnersi spośród puli dostępnych dla mnie planszówek, poszli na pierwszy ogień – głównie ze względu na „wielkość” gry. Przyswojenie zasad z obu instrukcji minęło całkiem szybko i sprawnie. Odrobinę smucić może fakt, że polska wersja książeczki zasad – mimo dobrego przekładu wydawnictwa Rebel – nie jest tak kolorowa jak oryginał i zaserwowana w nieco mniejszym formacie. Co do samej „jasności” reguł, nie były na tyle dobrze rozpisane, by od razu i instynktownie podchwycić. Kilkakrotnie musieliśmy zajrzeć ponownie na strony instrukcji – a i zdarzały się przypadki, że nawet to nie pomagało rozwiać wątpliwości. No cóż, nic nie jest idealne. Nie mniej, dorwaliśmy się w końcu do właściwej rozgrywki.
Relic Runners mimo swojej zawiłości w zasadach, po kilku turach zaczął rozgrywać się sam. Nasze kolejne ruchy były naturalne i instynktowne (plus kilka przerw na wspominane doczytywanie). Tworzenie ścieżek, eksplorowanie świątyń i zbieranie artefaktów ( podwędzanie im współgraczom byłoby lepszym określeniem) było dość chaotyczne jednak zabawne. Niezwykle kolorowa plansza cieszyła oczy zarówno moje jak i osób z którymi grałem. Figurki reliktów choć niewielkie, wykonane są ślicznie – minus kilka drobnych detali. Dodawanie ich do swojej puli punktów było nagrodą samą w sobie. Pionki ścieżek, skrzynek i racji żywnościowych jako żetony sprawdziły się bardzo dobrze. Wykonane na tyle szczegółowo by nie odtrącały, jednak dostatecznie skromnie by nie odwracały uwagi od innych elementów i właściwej rozgrywki. Karty świątyń, ruin i postaci są estetyczne i przejrzyste co jest wyjątkowo ważne u tych ostatnich. Wygląd to plus, ale w złotym papierku nie zawsze musi być coś dobrego – grafika to nie wszystko.
Trudy pierwszych ekspedycji
Pierwsze rozgrywki w Relic Runners zjadły całkiem dużą porcję mojego wolnego czasu, jednak nie był to czas w żadnym wypadku stracony. Rozgrywki były przyjemne, niepozbawione zawiłości i delikatnej konsternacji u nowo przybyłych graczy. Oceniając grę na pewno zwrócę uwagę na detaliczne figurki i bardzo ładnie wykonaną planszę i karty. Planszówka zawiera też elementy taktyczne, zapożyczenia z innych rodzajów gier i nastawiona jest na rywalizację bardziej niż na współpracę. Bliżej natomiast należy się przyjrzeć instrukcji – mało jest gier w których „książeczki” są idealne – RR niestety nie jest jedną z nich. Wszystkim tym elementom przyjże się bliżej, przy ocenie gry w którą bez wątpienia zagram jeszcze kilka dobrych razy.
Tekst powstał dzięki współpracy Przystanku Planszówka ze studentami specjalności Gamedec – badanie i projektowanie gier.