Czasem zdarza się tak, że na rynku gier planszowych pojawia się pozycja, która choć dedykowana młodszym graczom, oczaruje również tych starszych. Na pierwszy rzut oka nie jest to tak oczywiste. Niewielkich rozmiarów pomarańczowe pudełko, karykaturalna oprawa graficzna, proste kształty klocków czy sam tytuł. Bo czego można spodziewać się po grze noszącej tytuł Hocki Klocki?
Na pewno prostoty, intuicyjnych zasad, niewielkiej liczby elementów oraz szybkiej rozgrywki. Hałas i zamieszanie typowe dla dziecięcych zabaw odkrywa się dopiero podczas gry. Muszę zaznaczyć, że także podczas gry dorosłych osób. Co zaskakujące, po dokładniejszym poznaniu zasad przydzielania punktów, dostrzegłem również zalążki strategicznych dążeń do zwycięstwa.
Buduj z klocków! Nic prostszego, co?
Cel gry Hocki Klocki jest prosty – zdobyć jak najwięcej punktów, a te uzyskuje się poprzez poprawne budowanie figur z klocków. Figury, czy raczej kształty, są przedstawione na Kartach Kształtów, których jest aż 144, podzielonych na 4 talie według trudności kształtów i punktów, jakie się otrzymuje po ich ułożeniu. Żeby nie było tak łatwo, w podstawowym wariancie rozgrywki, przewidzianym dla 4 do 9 osób, gracze muszą co turę dobierać się w dwuosobowe zespoły. Następnie muszą dojść do porozumienia – kto będzie Architektem, a kto Budowniczym.
Do obowiązków Architekta należy wybranie kształtu, jaki Budowniczy musi zbudować. Karty Kształtu każdy z graczy otrzymuje na początku rozgrywki. Po dwie z każdego poziomu trudności. Trudność zaś polega na tym, że kształt przedstawiony na karcie widzi tylko Architekt. Budowniczy musi dostosować się do instrukcji Architekta, żeby ukończyć kształt jako pierwszy albo przed przesypaniem się piasku w klepsydrze.
W tym momencie brzmi to bardzo jednostronne. W zasadzie gra jedna osoba – Architekt, który wykorzystuje biednego Budowniczego. Wszystko jednak wraca na odpowiednie tory wraz z Kartami Zasad, które dodają dużo kolorytu grze. O ile każdy dwuosobowy zespół buduje własny kształt, wybrany przez Architekta, o tyle Karty Zasad obejmują wszystkich. W jednej turze Budowniczowie mogą używać tylko jednej ręki (biada temu, kto źle połączył klocki), a w drugiej muszą zasłonić oczy i działać po omacku, polegając tylko na głosie Architekta.
Niby kooperacja, ale zwycięzca może być tylko jeden
Choć punkty za poprawnie wykonaną figurę trafiają po równo do Architekta jak i Budowniczego, ostatecznie wygrać może tylko jedna osoba. Wymusza to zmienianie zespołów co turę i tutaj właśnie pojawia się wspomniany wyżej aspekt strategiczny. Poza poprawnym budowaniem figur (i najlepiej być pierwszą drużyną w danej turze, za co są dodatkowe punkty) należy tak kombinować, żeby innym, zwłaszcza tym z dużą liczbą punktów, nie szło tak gładko. Zatem – dobieranie się cały czas w tą samą parę, nawet jeśli oznacza to wygraną w każdej kolejnej turze, nie jest najlepszą strategią jeśli chce się wygrać, a nie zremisować.
Ten aspekt gry wręcz nie pozwala na zdominowanie najsłabszych graczy. Umówmy się, nie ma nic gorszego niż odstawanie w tabeli wyników i brak szans na zmienienie swojej pozycji w szeregu. Hocki Klocki umożliwiają szybki awans z ostatniego miejsca na podium i na odwrót. Motywacja do ciągłej walki jest wysoka i utrzymuje się do końca rozgrywki, a ta nie trwa długo. Ostateczne podliczenie uzbieranych punktów i wyłonienie zwycięzcy następuje w momencie, kiedy każda z biorących udział w zabawie osób pełniła funkcję Lidera.
Lider zmienia się co turę. To on sprawuje pieczę nad przebiegiem rozgrywki. Jeśli w grze bierze udział nieparzysta liczba graczy, Lider jest sędzią. Nie należy do żadnej drużyny, nie jest Architektem ani Budowniczym. Jest po prostu Liderem i pilnuje, żeby nikt nie oszukiwał. Na koniec tury sprawdza, czy zbudowane figury odpowiadają kształtom na Kartach Kształtów i przydziela punkty. W przypadku parzystej liczby graczy, Lider poza rolą sędziego, musi się też skupić na nadzorowaniu budowy jako Architekt, albo wykonaniu budowli jako Budowniczy.
Nie mogę pominąć mistrzowskiego wykonania Kart Kształtów. Poprawnie zbudowana figura położona na karcie będzie idealnie pasować do kształtu. Pisząc “idealnie” mam na myśli, że figura co do milimetra zakryje kształt przedstawiony na karcie. Nie wyobrażam sobie prostszego sposobu na sprawdzanie poprawności figur.
Co jeszcze skrywają Hocki Klocki?
Choć rozgrywka sprawiła nam niewyobrażalną wręcz przyjemność, jak na tak prosty tytuł, to jest z nią jak z czekoladą. Można zjeść na raz jedną tabliczkę i czuć się dobrze, ale już druga nie będzie tak smaczna, już nie wspominając o kolejnych. Na szczęście wystarczy zrobić sobie kilka dni przerwy i Hocki Klocki znowu będą sprawiać przyjemność. Odradzam jednak kilkukrotne granie podczas jednego spotkania.
Na uwagę zasługuje drugi wariant rozgrywki. Przewidziano go dla 2 do 4 graczy, mogą zagrać w niego również pięciolatki i nie wymaga łączenia się w zespoły. Każdy z graczy bierze wszystkie klocki jednego koloru, a potem wszyscy budują ten sam kształt z wylosowanej Karty Kształtu. Brakuje tutaj także Kart Zasad. Słowem – rozgrywka jest maksymalnie uproszczona, żeby także małe dzieci mogły zagrać w Hocki Klocki. Myślę jednak, że większą frajdę sprawiłoby im po prostu zabawa klockami LEGO.
Jeśli zaś chodzi o klocki. W dzieciństwie szał na LEGO w niewyjaśniony sposób mnie ominął. Co prawda zdarzyło się raz, że z przedszkola wyszedłem z kieszeniami cięższymi o kilka gram plastiku (dzisiaj już nie pamiętam jak bardzo celowo to zrobiłem). Poza tym jednym wspomnieniem, nie mam żadnego innego, które wpłynęłoby znacząco na miłość do LEGO, a na nienawiść do COBI. To właśnie klocki polskiego producenta znajdziemy w pudełku z grą. Być może ktoś to odbierze jako wadę, przez którą nie sięgnie po Hocki Klocki, co byłoby głupotą. Klocki dostarczone przez COBI są wykonane idealnie i mogę zagwarantować, że stanięcie na nich gołą stopą będzie równie bolesne, co na duński oryginał. Jedynym problemem była „świeżość” klocków. Przy pierwszych rozgrywkach część z nich słabo się łączyła i trzeba było użyć dużej siły (i jeszcze większej przy rozłączaniu), a czasami nawet i to nie wystarczało, przez co mogliśmy zaobserwować widowiskowy wystrzał klocka. Na szczęście po kilku rozgrywkach klocki zaczęły się już wyrabiać i nie sprawiały aż takich problemów jak za pierwszym razem.
Grać? Nie grać?
Jako osoba, która nie gra często w bardzo złożone gry planszowe, chociażby jak Gra o Tron, muszę przyznać, że Hocki Klocki przypadły mi do gustu. Zazwyczaj gram właśnie w proste, szybkie gry, które nie wymagają ode mnie planowania skomplikowanych akcji. Lubię tytuły, które wymagają ode mnie sprawności manualnej i dostarczają natychmiastowy feedback za każdą moją akcję. To właśnie dają mi Hocki Klocki. Muszę jednak przypomnieć, że o ile w Jungle Speed mogę zagrywać się dniami i nocami, o tyle Hocki Klocki potraktowałbym jako rozgrzewka przed polowaniem o totem. Zagrać raz i odłożyć na kilka dni. Każdy powrót jest na szczęście równie emocjonujący, pełen zamieszania i hałasu. Elementów typowych dla dziecięcej zabawy, które występują także przy grze dorosłych ludzi.
Dziękujemy Wydawnictwu Black Monk za przekazanie gry do recenzji.