Zawsze bądź sobą. Chyba, że możesz być smokiem. Wtedy lepiej być smokiem 😉 Albo przynajmniej matką smoków trenerem smoków.
Bo właśnie tak chyba można mniej więcej określić rolę, jaką pełnią gracze w grze Smoczy Wyścig od wydawnictwa OGRY Games – grze pięknej, kolorowej, przywodzącej na myśl bajkowy świat legend i magii (tak na marginesie, w interesującym kierunku poszedł wybór wydawnictwa, które do tej pory raczyło graczy mrocznymi klimatami zrujnowanych miast, postapokaliptycznymi wizjami i ciężkimi walkami o przetrwanie).

Otwierając pudło, chyba nie do końca wiedziałam, czego za chwilę doświadczę i jak powinnam się nastawić. Z jednej strony powątpiewałam, czy ta gra w ogóle nadaje się dla dorosłych (jak czytamy, jest dla graczy w wieku 6+). Już szata graficzna wywołała we mnie dość ambiwalentne odczucia. Przepiękna, choć trochę zbyt cukierkowa, ewidentnie familijna (choć niekoniecznie infantylna). Przywiodła mi na myśl raczej smoki z bajki „Jak wytresować smoka” aniżeli te groźne, ziejące ogniem i pożerające dziewice czy baranki stworzenia.
Gdy dodatkowo okazało się, że smoki te nie będą walczyć (no, może trochę) a jedynie ścigać się i że w owym wyścigu sama nie wcielę się w rolę smoka, a stanę się raczej trenerem, czy bardziej po prostu właścicielem – poczułam się nieco zdezorientowana.

Być jak Daenerys, być jak… Halibut Straszliwa Czkawka Trzeci
Na szczęście nie na długo. Wszak któż nie chciałby mieć smoka? Na przykład takiej Czarnej Furii jak we wspomnianej wyżej bajce? A nawet niczym Daenerys Targaryen, trzech lub nawet czterech smoków? Ja chciałam 😉 (do zagorzałych fanów „Gry o Tron” – tak, wiem, że to nie smoki, tylko wiwerny…)

Ale spokojnie, skoro to wyścig, musimy najpierw wszystko przygotować.
Przez Dzikie Knieje, przez Złote Jaskinie, przez Góry Ogniste – po zwycięstwo!
W stosunkowo niedużym, w porównaniu do zawartości pudełku, znajdziemy dwanaście dwustronnych płytek przedstawiających sześć krain: Mroźną Zatokę, Góry Ogniste, Dziką Knieję, Miasto Mocy, Gwiezdny Szlak oraz Złote Jaskinie. To przez te krainy przebiegać będzie tor naszego smoczego wyścigu. Tor układamy według tego samego schematu, jednak zawsze wygląda on inaczej. To element, który bardzo mi się spodobał – cztery płytki narożne pozostają niezmienne, natomiast trzy górne i trzy dolne losujemy i układamy zakryte. Co turę kolejna kraina zostanie odkryta i będzie ona decydować o tym, jakie nowe karty smoków pojawią się w grze.

Co ciekawe – na torze wyścigu jest tylko start. Mety brak! A to dlatego, że w grze Smoczy Wyścig wcale nie chodzi o dotarcie do mety, ale o to, by nasz zespół smoków po siedmiu rundach dotarł jak najdalej.
Gdy tor jest już gotowy, czas szykować drużynę. Każdy gracz wybiera swojego bohatera spośród sześciu różnych (w zasadzie dwunastu, bo karty bohaterów są dwustronne, przy czym różnią się jedynie płcią i kolorem) i dostaje pionek smoka w swoim kolorze (kurczę, przepraszam, ale choć pionki są piękne, to mi przypominają wiewiórki… Co w sumie nie jest złe, bo lubię wiewiórki…). Każdy bohater ma swój niepowtarzalny talent oraz możliwość wsparcia smoków jednego rodzaju. Jest także bohater, którego jedynym atutem jest drużyna złożona z czterech, a nie trzech smoków. Gracze losują też karty trofeum, które zdecydują o kolejności w rozgrywce.

No i wreszcie, SMOKI! A raczej malutkie, milutkie smoczusie. Słodziaki dopiero co wyklute z jaj, w skorupkach jeszcze. Te losujemy. Nie wszystkim może się to podobać – wszak to mój zespół! Dlaczego nie mogę decydować o jego składzie?! Na szczęście nie jest to skład ostateczny i jest więcej niż pewne, że w trakcie gry – właściwie co turę – będziemy mogli go zmieniać. Ponadto nasze smoki będą dorastać, mężnieć, stawać się szybsze i coraz bardziej przerażające, ale też… wymagające.
TO LECIMY!
Cały wyścig odbywa się według czterech kolejnych faz. Najpierw Faza Odkrywania, podczas której odkrywamy kolejną krainę i dodajemy przypisane do niej smoki. W tej fazie również gracze wymieniaj się kartami trofeum zgodnie z aktualną pozycją na torze wyścigu (w pierwszej turze faza ta jest rzecz jasna pomijana).

Kolejna jest Faza Dobierania – gracze otrzymują odpowiednią dla danej tury liczbę kart z talii smoków i wymieniają się nimi, wybierając jedną a pozostałe przekazując kolejnemu graczowi aż do momentu, gdy wszystkie karty zostaną rozdane. Mechanika „draftowania kart” to coś, co bardzo lubię, choć czasem paraliżuje rozgrywkę i często przynosi poczucie, że muszę zrezygnować z karty dobrej dla mojej strategii tylko po to, by zablokować kartę, która przyda się przeciwnikowi. Ale to rzecz jasna subiektywne odczucie.
Trzecia faza to Faza Lotu w której gracze w kolejności odwrotnej do wartości swoich kart trofeum (czyli od ostatniego do pierwszego!) wspierają swoją smoczą drużynę kartami z ręki. Aby smok mógł polecieć, musi otrzymać odpowiednie wsparcie od innych smoków posiadających ten sam symbol. Im szybszy smok, tym więcej wsparcia mu potrzeba. Gracz może w swojej turze wesprzeć tyle smoków ze swojego zespołu, ile da radę. W tej turze może nastąpić także smoczy atak. W talii pojawiać się będą bowiem specjalne karty ataków. Atakujący smok trafia na daną turę do smoczego zespołu wybranego gracza i może utrudnić mu wsparcie swojej drużyny. Przyznam, że ten element gry nieco mnie zawiódł. Ale rozumiem, to gra również (czy głównie?) dla dzieci, nie może być zbyt brutalna i krwawa… 😉 W tej fazie trener może wymienić jednego smoka z zespołu na smoka z ręki, dzięki czemu zespół będzie dorastał i stawał się szybszy.

Ostatnia jest Faza Turbo. Nazywa się ciekawie i rzeczywiście dodaje nieco przyśpieszenia – gracze będą mieli szansę przesunąć się bonusowo o dodatkowe pola. Ale nie będzie to takie proste. Na premię mogą liczyć tylko ci gracze, którzy mają najwięcej kart przynależnych do odpowiedniej krainy. Jak to obliczyć? Sprawdzamy, kto ma najwięcej kart np. z Gór Ognistych i ten gracz przesunie pionek smoka o bonusowe pola. Tak rozpatrywana jest każda kraina. I warto zadbać o to, by mieć przewagę w krainach, bo naprawdę można nieźle odlecieć przeciwnikom!
Mam Smoka i nie zawaham się go użyć!
Jak wspominałam na początku, byłam dość sceptycznie nastawiona do tej gry. „Eeee, to dobre dla dzieci” – pomyślałam. I bardzo się myliłam!

Gra zaczyna się powoli, lekko i nie wymaga wielkiego skupienia czy myślenia wręcz – trzy karty na ręce, trzy (ewentualnie cztery) smoki, które uda się „odpalić”, albo nie. Jednak stopniowo rozgrywka nabiera rozpędu, staje się coraz bardziej złożona i dzięki temu nieco bardziej emocjonująca. Kart na ręce przybywa, co wymusza coraz więcej decyzji, więcej skupienia i przewidywania. To już nie tylko decyzje o odpaleniu smoczego zespołu, ale także o psuciu planów przeciwnikom, o atakowaniu ich, o wymianie smoków w zespole…
Sama jestem zaskoczona (czy też zasmoczona, ale na pewno nie zniesmaczona 😉 jak bardzo Smoczy Wyścig przypadł mi do gustu. Regrywalność jest tu naprawdę wysoka – mechanizm draftu, losowa smocza drużyna, zmienna kafelkowa plansza a nawet zmiana kolejności graczy – wszystko to sprawia, że zarówno podczas każdej rozgrywki jak i podczas każdej tury zmienia się wiele. Do tego naprawdę proste zasady, nieco negatywnej interakcji. Wszystko to sprawia, że Smoczy Wyścig to naprawdę niezła gra. Niekoniecznie tylko rodzinna.
Dziękujemy Wydawnictwu OGRY Games za przekazanie gry do recenzji