Nie grałam w pierwszą wersję „51. Stanu”. Ominęły mnie problemy z odczytywaniem symboli, wysoki próg wejścia, skomplikowana instrukcja i inne problemy związane z tym tytułem. Nie ekscytuję się szczególnie klimatem postapo i jeśli mam uderzać w nieznany świat, wolę bawić się w czary.
Skąd więc zainteresowanie grą „51. Stan Master Set”? Jako ogromna fanka „Osadników Narodziny Imperium”, nie mogłam przejść obojętnie obok nowej (starej?:)) propozycji wydawnictwa Portal Games. Podczas gry przestałam się łudzić, że będę umiała spojrzeć na ten tytuł nie przez pryzmat słodkich, ulubionych „Osadników” i zapewne odczujecie to, czytając ten tekst. Chętnie pogadam z kimś, komu to się udało…
Witamy w środku niczego
Zacznijmy od wydania gry, w końcu to pierwsze, co przykuwa wzrok gracza. Komu nie odpowiadają cukierkowe rysunki, pewnie przychylnie spojrzą na tę pozycję. Powiedzieć, że gra jest dobrze ilustrowana, to jakby nic nie powiedzieć. Ponad 10 osób, które czuwały nad ilustracjami, zrobiły super robotę. Karty (dobrze opisane) przegląda się z przyjemnością, choć rysunki do najweselszych przecież nie należą.
W pudełku znajdziemy:
- 1 tor punktów zwycięstwa;
- 4 żetony punktacji;
- 1 żeton pierwszego gracza;
- 4 plansze frakcji (Sojusz Mutantów, Gildia Kupców, Nowy Jork, Federacja Appallachów);
- 200 kart: 51. Stanu, rozliczeń, z rozszerzenia Nowa Era i Zima.;
- znaczniki i żetony zasobów, w skład których wchodzą m.in. paliwo, broń, budulec (dla mnie: cegła), robotnicy, żetony kontaktu w różnych kolorach, żetony tarczy, nabojów i przebudowy.
Jak na krajobraz po końcu świata, całkiem na bogato.
Nie zabrakło oczywiście instrukcji, podczas czytania uśmiechnęłam się pod nosem nie raz – wyluzowany styl przypadł mi do gustu i bardzo sobie cenię takie podejście w tłumaczeniu zasad. Od razu czuć też, że twórca podpuszcza nas, byśmy nie przebierali w środkach i korzystali ile wlezie z negatywnej interakcji. Nie brakuje jednak głosów, że taka forma instrukcji jest słaba i infantylna. Ocenę pozostawiam Wam.
Za pomocą wyżej wymienionych składników należy uwarzyć… Ach, przepraszam. Z użyciem tych budulców tworzymy nowy stan! Zwycięży ten, kto zbierze najwięcej punktów zwycięstwa. Kiedy pierwszy z graczy dotrze do 25. kwadratu na torze punktacji, rozpoczyna się faza zakończenia gry, a po niej podliczamy punkty. No, to jak zyskać te pezety?
Wypatruj, produkuj i plądruj
Wypatrywanie, produkcja, akcja, czyszczenie – tak wygląda każda tura podczas tej gry.
Podczas wypatrywania z talii podstawowej odkrywamy tyle kart, ile graczy bierze udział w grze plus 1. Każdy wybiera po jednej karcie. Potem robimy to jeszcze raz, ale gracze wybierają kartę w odwrotnej kolejności.
Produkcja, czyli dobieranie surowców. Każda frakcja produkuje zasoby określone na swojej planszy + korzyści z umowy + ze wszystkich kart z napisem „produkcja”, które mamy w swoim stanie. „Stacja benzynowa” da nam paliwo, „Szkoła” da nam robotnika itp. Tak wyposażeni, zaczynamy działać.
Akcja. To tutaj zaczyna się cała gra! Dopóki nie spasujemy, możemy wymieniać surowce na żetony kontaktu, za sprawą żetonów kontaktu podpisywać umowy, plądrować czyjeś lokacje (o ile ktoś nie spasował. Dlatego czasem warto to zrobić) albo budować swoje, wykonywać akcje ze zbudowanych lokacji, burzyć, przebudowywać, wysyłać robotników do otwartej produkcji u kogoś, pobrać kartę połączenia… i wreszcie powiedzieć „pas”.
Czyszczenie. Z zadyszką po akcjach zwracamy do puli głównej zasoby, których nie możemy gromadzić. Chyba że mamy kartę, która umożliwia przetrzymanie jakże cennego paliwa, budulca czy broni. A potem znowu ruszamy wypatrywać.
Kim chcesz grać? Obojętnie
Co fanów „Osadników” może zaskoczyć na początku, karty układamy tylko z prawej strony od planszy frakcji. Nie ma kart frakcyjnych i zwykłych – wszystkie lecą na prawo. Moim zdaniem frakcje nie są bardzo zróżnicowane. Choć faktycznie mają nieco inny pakiet startowy (produkcja) i zasady wymiany surowców na żetony kontaktu, w trakcie gry nie musi się to ujawniać. Po pierwsze, wszystkie frakcje gromadzą tylko karty – brak zróżnicowania. Po drugie, grając jakże piękną Mutantką nie plądrowałam bardziej niż będąc wyposażoną w paliwo kobietą z Gildii Kupców. We mnie więcej emocji powoduje wylosowanie Barbarzyńców niż Nowego Jorku, jeśli już tak porównujemy do poprzedniej gry o tej mechanice. 😉 Można jednak spojrzeć na to innej strony – skoro w „Osadnikach” dostajemy talię frakcji, to co grę będziemy mieli tę samą talię i niewiele się zmieni, i w tym kontekście „51. Stan Master Set” wypada bardziej regrywalnie. 200 kart to mnóstwo możliwości.
Klimat…?
Pod tym względem „51. Stan Master Set” wygrywa z „Osadnikami”, głównie za sprawą ilustracji. Nie wątpię jednak, że gdyby autor nagle zamierzał – nomen omen – osadzić tę mechanikę w innym świecie, wyszłoby mu to całkiem nieźle…
Podczas pierwszych rozgrywek miałam ponadto wrażenie, że zdobywanie surowców jest dość trudne i może właśnie to jest obszar, w którym się objawia klimat – w końcu w takim świecie „urodzaj” to słowo z obcego języka. W postapo bieda i zgrzytanie metalu (a jak chleb, to ten spleśniały od szopów, if you know what I mean). Moje wrażenie odpłynęło już po kilku rozgrywkach, kiedy zorientowałam się, że wystarczy podpisywać umowy (nie ma ograniczeń co do ich liczby) i co turę czerpać z tego korzyści, a dzięki temu działać bez większego napięcia. Ostatecznie można również splądrować kartę z ręki i też pozyskać co trzeba. Dzięki temu panuje równowaga, surowców ani nie jest za mało, ani za dużo – raczej nie zdarza się, że w fazie czyszczenia opróżnia się ogromne zapasy i człowiekowi aż żal oddawać zdobyczne cegły. Czasem po prostu szkoda odsyłać robotnika do bunkra, bo by się przydał…
Czy w świecie postapo może być za ciasno?
„51. Stan Master Set” lubię w każdej odsłonie. W dwie osoby, które mają ogarnięte zasady, rozgrywka jest dynamiczna i może być opcją na wieczór, w którym nie chcemy rozkładać na stole bardziej wymagających tytułów. W pełnym składzie pogramy dłużej – jaki będzie downtime, to już zależy od ekipy. Czekanie 10 minut, by poinformować graczy, że wysyłamy robotników po żelazo i następne 10, by za pomocą żelaza wykonać akcję z lokacji… Czasem mnie to nudzi, ale nie na tyle, by odpuścić sobie tę mechanikę. Oczywiście, kiedy pobieramy zasoby, warto, by każdy zrobił to samodzielnie w tym samym czasie. Nawet w tym świecie warto sobie zaufać.
A jeśli już nie ufasz nikomu, graj sam. Wariant solo czeka.
W postapo nie ma przyjaźni
To jak jest z tą negatywną interakcją, do której tak zachęca instrukcja? Jest możliwa, jest opłacalna, ale nie niezbędna. Jeśli ktoś uwielbia kopanie pod kimś dołków, będzie w swoim żywiole i ustawi tak rozgrywkę. Kto za tym nie przepada, również sobie poradzi. Przy grze w duecie negatywna interakcja dodaje smaczku, przy czwórce powoduje więcej emocji – w końcu prawdopodobieństwo, że ktoś połasi się na naszą lokację, jest większe. Jeżeli staniemy się ofiarami napaści brutalnych Mutantów nie musimy jednak ronić łez, gdyż ruiny dość łatwo jest przebudować w nową lokację i… dostać punkt zwycięstwa. Jak widać, nawet w postapo można dostrzec jasną stroną stronę życia.
Wrócę tam
Nie przypuszczałam, że będę miała na półce dwie gry o podobnej mechanice. Tak się stało i zapewne do obu będę wracać. Najczęściej swoją sympatię do gry mierzę emocjami; przy Master Secie czuję to, co zawsze daje mi sygnał, iż gra jest warta świeczki pieniędzy: mam ochotę doskonalić się w tym tytule. Mam chęć główkować, kombinować, niszczyć i budować, gromadzić te cenne punkty. Najpewniej wynika to również z tego, że gra jest prostsza niż się spodziewałam. Da satysfakcję początkującym graczom, którzy chcą pójść o krok dalej w swojej planszowej manii, a o tych osobach najczęściej myślimy, tworząc ten portal. I to chyba do nich skierowany jest ten tytuł, bo przecież nie dla fanów starego, trudnego „51. Stanu”…
Za regrywalność, piękne ilustracje i chęć powracania do tytułu: mocne 8, czyli 8.5.
Informacje o grzeTytuł: 51. Stan Master Set Autor: Ignacy Trzewiczek Grafiki: Grzegorz Bobrowski Wydawnictwo: Portal Games Liczba graczy: 1-4 Czas gry: 60-90 minut Profil na BGG link |
8 Nasza ocena: |