Lubię kryminały, a precyzyjniej, lubię powieści detektywistyczne, o których dzisiaj mówi się, że są to kryminały w stylu „retro”. Dawno, dawno temu, najczęściej sięgałem po książki Agathy Christie. Klasyka prozy detektywistycznej. Sprawy, które prowadził Hercules Poirot połykałem w 2-3 dni. Holmesa, a właściwie Sherlocka Holmesa znałem, ale nie tyle z kart książek, co ze szklanego obrazu i starych seriali.
Odrobina zamiłowania do książek detektywistycznych przeniosła się na obszar gier planszowych. Bardzo lubię gry z elementami dedukcji. Wśród „spraw” mam na swoim koncie: Mr Jack Pocket, Tajemnicze Domostwo, Dixit, Dracula, 07 Zgłoś się, Fantom w Operze. Z ciekawością wypatruję też gry zapowiedzianej na przyszły rok przez wydawnictwo REBEL.pl pt. Sherlock Holmes – Consulting Detective. Nim jednak to pudło pojawi się na rynku, przyszło mi poprowadzić sprawę Holmesa, a nawet dwóch, w niewielkim pudełku pt. Holmes: Sherlock & Mycroft.
Zbrodnia
25 grudnia 1985 r., to właśnie w tym dniu dochodzi do wybuchu bomby w Pałacu Westminsterskim. Tylko opatrzności można dziękować za to, że nikomu nic się nie stało. Na miejscu szybko zjawia się Mycroft Holmes, starszy brat Sherlocka, znany z analitycznego umysłu i wspaniałej pamięci. Służby bezpieczeństwa błyskawicznie zatrzymują Michaela Chapmana, który był w pobliżu miejsca zbrodni podczas zamachu. Wszystko nabiera tempa i wydaje się, że sprawa w kilka dni zostanie rozwiązana i zamknięta. Tymczasem rodzice młodego Chapmana zatrudniają Sherlocka, drugiego z braci Holmesów, aby ten pomógł oczyścić ich syna z podejrzeń o popełnienie przestępstwa. W wyniku takich okoliczności stają naprzeciw siebie dwaj bracia, dwaj gracze, którzy będą prowadzić wyścig z upływającym czasem, aby doprowadzić sprawę do pomyślnego zakończenia…. zakończenia odpowiadającego dla danej strony.
Śledztwo
Na rozwiązanie sprawy mamy tylko 7 tur, co odpowiada 7 dniom tygodnia w dzienniku pisanym przez doktora Watsona. Spectrum działań detektywów to Londyn i jego mieszkańcy. Na swoje potrzeby mamy trzech pomocników (meeple), których będziemy w swojej turze wysyłać do obywateli Londynu w celu wykonania akcji. W pierwszym dniu mamy dostęp do trzech osób: 1. doktora Watsona – dzięki któremu za odrzucenie jednego zasobu śledztwa zdobędziemy jedną wskazówkę; 2. Mrs. Hudson za odwiedziny której zdobywamy określoną liczbę zasobów; 3. Inspektora Lestrade który również podrzuci nam jakieś wskazówki. Każdego dnia pojawia się nowa postać. Niewątpliwie sympatyczne jest to, że są to postaci znane z opowiadań Sir Conana Doylea o Sherlocku Holmesie. Każda z postaci, to nowa akcja pozwalająca nam bądź to zdobyć wskazówki, bądź zasoby do zdobycia wskazówek. Oczywiście na potrzeby recenzji odrobinę uogólniam, aby nie przepisywać wprost z instrukcji działania poszczególnych kart, ale faktycznie jest tego wyłącznie odrobinę więcej. Istotne jest jednak to, że z wyjątkiem pierwszych trzech początkowych postaci, pozostałe mogą się zmęczyć naszymi wizytami i nie będą dostępne w kolejnej turze. Dzieje się tak, gdy daną postać odwiedzą w jednej kolejce obydwaj gracze. Daje to możliwość świadomego zblokowania danej postaci na kolejna turę, tak aby nasz oponent nie mógł ponownie zrealizować określonej akcji w następnej.
Wszystkie nasze poczynania, a konkretnie akcje wykonywane z kart postaci, służyć nam mają w celu pozyskiwania wskazówek. Wskazówki to talia kart, z których kilka jest odkrytych, a z pozostałych jest utworzony stos do dociągu w razie potrzeby uzupełnienia rzędu odkrytych wskazówek. Niestety, nie ma najmniejszego znaczenia dla naszego śledztwa, co jest na danej wskazówce. Liczy się wyłącznie kolor karty i cyfra zapisana na tej karcie. Wskazuje ona liczbę kart danego koloru występujących w talii wskazówek (min. 3 max. 9). W puli mamy jeszcze specjalne karty dedukcji, które są po prostu jokerami, którymi można zastąpić którąkolwiek z występujących kart, z wyjątkiem karty mapy. Karty mapy tworzą odrębny set za który gracze będą zdobywać punkty. Ano właśnie set, set to jest słowo klucz w przypadku gry Holmes: Sherlock & Mycroft.
Kokainowy miraż
Nie wiem czy wiecie, ale w opowiadaniach sir Conana Doylea, Sherlock zażywał kokainy w celu pobudzenia i rozjaśnienia swojego umysłu, gdy nie prowadził właśnie jakiejś sprawy. Wedle doktora Watsona zdarzało się to nawet trzy razy dziennie, przy czym roztwór był tylko siedmioprocentowy. A dlaczego o tym piszę? Dlatego, iż uważam, że należałoby chyba być pod wpływem jakiegoś środka odurzającego, aby wyczuć w tej grze klimat i powiązanie mechaniki z fabułą, a i tak myślę, że byłoby ciężko. Zapomnijcie o tle fabularnym, zapomnijcie o zbrodni, Sherlocku i Mycroftcie, a nawet psie Tobym, który jest jedną z dostępnych „postaci” na ulicach Londynu. W Holmes: Sherlock & Mycroft najważniejsze jest słowo set, a dokładnie jego odmiana w liczbie mnogiej – sety. Sety kart w określonych kolorach, bo o nie właśnie w tej grze chodzi.
Karty wskazówek, to żadne tam wskazówki, w oparciu o które w drodze dedukcji dojdziemy do sprawcy. To wyłącznie kolory niezbędne do tworzonych setów, bo w tej grze nie chodzi o ujawnienie sprawcy przestępstwa, a o zdobycie największej liczby punktów. Punkty natomiast zdobywamy na zakończenie siódmej tury z przewag uzbieranych setów kart. Wszystko więc co robimy ukierunkowane jest na zdobywanie kart wskazówek do tworzenia poszczególnych setów kart.
Rozwiązanie i przestroga
Wbrew temu, co można wywnioskować z tekstu powyżej, gra sprawiła mi sporo przyjemnej zabawy. Jest miejsce na zaangażowanie szarych komórek i dokonywanie świadomych decyzji przy wyborach z dostępnych akcji. Jest interakcja poprzez podbieranie, bądź odrzucanie dostępnych wskazówek, czy też blokowanie postaci na kolejną turę. Jest też niezbędna losowość w formie dociągu kart postaci i wskazówek. Do tego zmyślny i ciekawy system zliczania punktów. No i przede wszystkim dobra zabawa w estetycznej oraz przyjemnej dla oka oprawie.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że ja czuję się tą grą rozczarowany. A nawet bardzo rozczarowany. Już po pudle z samym Sherlockiem Holmesem oczekiwałbym dedukcji, dedukcji i jeszcze raz dedukcji oraz tajemnicy. W tym pudle mamy dwóch braci Holmesów i tyle dedukcji co kot napłakał. Jedynym nieznanym aspektem w ciągu rozgrywki są zakryte karty wskazówek, które trafią do gracza bezpośrednio z talii dociągu i zostają odkryte oraz przypisane do konkretnych setów dopiero na koniec gry. Cała reszta leży odkryta na stole jak ją twórcy stworzyli. Tym samym dusza domowego detektywa zostaje zarżnięta przez mechanikę układania setów, która jest całym clue rozgrywki tej gry.
Zdecydowanie wolałbym aby gra była zupełnie abstrakcyjna i aby np. na kartach występowały figury geometryczne, niż mamiła mnie zbrodnią, śledztwem i ładną oprawą z czego zgodna z rzeczywistością jest wyłącznie oprawa.
Jeśli więc szukacie gry detektywistycznej, opierającej się na dedukcji, która była wszystkim dla Sherlocka Holmesa, to omijajcie to pudło szerokim łukiem. Natomiast, gdy szukacie gry lekkiej i przyjemnej, ale wymagającej myślenia z odrobiną negatywnej interakcji, której mechanika opiera się na składaniu setów kart, to śmiało dodajcie jeden punkt do oceny i kupujcie.
Informacje o grzeTytuł: Holmes: Sherlock & Mycroft Autor: Diego Ibanez Grafiki: Pedro Soto Wydawnictwo: REBEL.pl Liczba graczy: 2 Czas gry: 20-30 minut Profil na BGG: link |
6 Nasza ocena: |