Gościniec… poprzez czas i przestrzeń. A droga długa jest…

Autor:

Kategoria:

Pod koniec ubiegłego roku na rynku pojawiła się gra, która wywołała w środowisku graczy spore poruszenie. I to nie z powodu nazwiska autora, pobicia rekordu na Kickstarterze, czy też nowatorskiej mechaniki. Był to Gościniec… poprzez czas i przestrzeń.

Słowo poruszenie nie jest do końca adekwatne, gdyż ma w sobie nieco pozytywnego ładunku, sugeruje ekscytację. Tymczasem rozpętała się burza. Bo Gościniec… poprzez czas i przestrzeń to familijny tytuł osadzony w tematyce biblijnej. A to, jak się okazuje, potrafi przyćmić zawartość tego produktu. Wielu miało sporo do powiedzenia o grze, niewielu wypowiadających się miało z nią styczność. Warto zatem ruszyć w podróż Gościńcem w poszukiwaniu odpowiedzi, czy jest w tym pudełku coś dobrego i kto powinien po nie sięgnąć. A już na początku zdradzę, że po drodze czeka nas kilka zaskakujących zwrotów akcji.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Poznajcie Rafaela i… Jacka

Przemierzając Gościniec spotkacie wiele postaci. Ale dwie są kluczowe w poszukiwaniu odpowiedzi na postawione przed chwilą pytania.

Rafael, a dokładniej Rafael Archanioł. Spotkanie z nim inicjuje grę. W warstwie fabularnej będzie nas prowadził do celu gry, czyli Stajenki, w której mamy szanse oddać cześć Dzieciątku. Pod warunkiem, że dotrzemy na miejsce w odpowiednim czasie. A to zależy od wyborów, jakich dokonamy i wyzwań, jakim będziemy musieli sprostać.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Jacek to autor gry. Jacek Małkowski, trener biznesowy, coach, prezes fundacji Projekt Polacy, rodzic i miłośnik gier RPG. Role, które pełni, mają zauważalny wpływ na kształt tego tytułu. I podejrzewam, że niejednemu czytelnikowi zapali się w głowie światełko: czym jest Projekt Polacy? Po pierwsze fundacja ta odpowiada, wraz z wydawnictwem Polskie Gry Planszowe, za wydanie gry. Na jej stronie www przeczytać możemy:

Naszą Misją jest odbudowa suwerennego społeczeństwa obywatelskiego oraz odzyskanie obywatelskiej kontroli nad państwem w oparciu o kardynalne zasady cywilizacji łacińskiej – Naszej Cywilizacji.

I jest to coś, co budziło moje największe obawy. Czy gra nie stanie się narzędziem do przekazywania skrajnie narodowościowych poglądów, czy też autor zdoła pokazać w niej tzw. wartości tradycyjne bez ucieczki w kwestie polityczne albo dyskryminujące któreś z grup. Tym bardziej, że Gościniec to gra familijna, więc liczyłem na zabawę, która nie wywoła konfliktu pokoleń. Jeśli mam być szczery, to mój sceptycyzm wywołała również informacja o tym, że za projektem stoi wydawnictwo Polskie Gry Planszowe. Do tej pory kojarzyłem ich z produkcjami, które nie wywoływały zachwytu w środowisku graczy. W wielu przypadkach stylistykę ich gier określiłbym po prostu jako brzydką.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Brama czasu i przestrzeni

Pierwsze zaskoczenie przyszło, gdy otworzyłem pudełko. Nie miałem w rękach wszystkich produkcji wydawnictwa Polskie Gry Planszowe, ale myślę, że nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że jest to najbardziej profesjonalnie przygotowana z ich gier. Nie jest ona tania, ale jakość wykonania zaskakuje.

Po pierwsze przepięknie wykonana Księga Przygód Gościńca. Sztywna, skóropodobna oprawa, profesjonalny i bardzo czytelny skład tekstu. A nie jest to krótka książeczka, lecz ponad 160 stron materiału, który będzie niezbędny Mistrzowi Gry. Dodatkowo jest instrukcja – niedługa, kilkunastostronicowa, ale choć gra nie jest skomplikowana, z całą pewnością nie jest to tytuł do którego zasiądziemy zaraz po wyciągnięciu gry z pudełka. Wcześniej w spokoju trzeba prześledzić instrukcję i poznać specyfikę księgi Mistrza Gry. W przeciwnym wypadku to, co ma służyć za bramę „czasu i przestrzeni”, pomóc w immersji do świata przedstawionego w Gościńcu, stanie się narzędziem niepotrzebnych stresów i frustracji.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Dodatkowo w środku znajdziemy 3 rodzaje kart (decyzji, pytań Rafaela i eliksirów), żetony ekwipunku, płócienny woreczek (sakwa niespodzianek), tekturowe paski postępu i upływu czasu, na których przy pomocy drewnianych wskaźników będziemy zaznaczali charakterystyki gracza i czas, jaki zajmuje nam podróż, koło TAU służące do określania różnego rodzaju modyfikatorów i wreszcie karty, choć – ze względu na to, jak są wykonane  – wolę użyć słowa „kafle, z których układamy gościniec. Całość naprawdę zadziwia jakością wykonania, pozytywnie zaskakuje nie tylko w odniesieniu do niektórych z produkcji wydawnictwa Polskie Gry Planszowe, ale także w porównaniu do standardów wydawania gier, które zazwyczaj recenzujemy.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Wspomniałem, że instrukcja i księga Mistrza Gry nie pozwolą rozpocząć rozgrywki od razu. Nie tylko one. Przed rozgrywką należy zaopatrzyć się w trochę materiałów dodatkowych, takich jak kartki, długopisy, kamyki, zapałki itp. Są to elementy niezbędne do wykonywania niektórych z zadań, część z nich to rzeczy zużywalne, więc nie traktuje tego jako minus, a cechę gry.

Droga

Reguły gry Gościniec… poprzez czas i przestrzeń nie należą do trudnych. Poza Mistrzem Gry, który nie bierze udziału w wyzwaniach a pełni funkcję moderatora, gracze nie muszą nawet czytać instrukcji. Mistrz gry za to powinien to zrobić, by zrozumieć przebieg rund i specyfikę zadań.

Rozgrywka rozpoczyna się od odczytania Prologu, pierwszego zadania w postaci pytania od Rafaela, rozdania Osobistych Pasków Postępu i żetonów ekwipunku. Pytania od Rafaela mają formę quizu. Będą one pojawiały się częściej w czasie partii, a ich tematyka nawiązuje do tradycji świątecznych. W zależności od tego, jakiej odpowiedzi udzielimy, możemy zyskać żetony ekwipunku, punkty Autorytetu, fant z Sakwy niespodzianek lub… nic. Po tym możemy rozpocząć podróż Gościńcem.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Odsłaniany jest losowy kafel Gościńca, Mistrz Gry sprawdza, którą przygodę wylosowali gracze i odnajduje ją w Księdze Przygód. Następnie odczytuje wstęp do przygody, po czym gracze dokonują pierwszej decyzji – którą ścieżką podążą. Tutaj pojawiać się będą różne zadania i decyzje skutkujące zdobywaniem lub utratą żetonów ekwipunku, eliksirów, punktów Autorytetu i Reputacji a także wpłyną na to, ile czasu spędzimy na danym odcinku drogi. Każdy dzień to konieczność poświęcenia przez każdego z graczy żetonu ekwipunku, bez nich niemożliwe jest podróżowanie. Gracze mogą je sobie przekazywać, a gdyby ich zabrakło, mogą spróbować swych sił w wyzwaniu spostrzegawczości polegającym na odszukiwaniu zapałek schowanych przez Mistrza Gry.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Podjęte działania albo pozwolą nam ruszyć w dalszą drogę i odsłonić kolejny kafel Gościńca, albo zmuszeni będziemy zakończyć rozgrywkę. Jeżeli do Stajenki dotrzemy między 23-27 dniem, spotkamy Świętą Rodzinę i zwyciężamy.

Ameri, euro czy inna hybryda

Jak widać, Gościniec to nie jest typowa gra planszowa. Można się wręcz zastanawiać, na ile to w ogóle jest gra planszowa. Przedstawiając autora, wspomniałem o jego doświadczeniu jako Mistrza Gry w grach RPG. I tak naprawdę więcej tutaj mamy elementów RPG niż planszówki. Jednych to przerazi, drugich zachęci. Plus takiego rozwiązania to szansa na większą immersję. Minus – to fakt, że wymaga ona dużego zaangażowania zarówno od Mistrza Gry jak i graczy. Ale biorąc pod uwagę tematykę i grupę docelową, to może jednak plus?

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Jeżeli zatem nastawicie się na grę w typową planszówkę – przyjdzie zawód. Bo to nie jest gra planszowa. Gościniec… poprzez czas i przestrzeń to hybryda mieszająca ze sobą elementy RPG, techniki wykorzystywane przez trenerów i coachów, quiz, zabawy zręcznościowe, łamańce językowe itp. To też prowadzi nas do pytania: dla kogo?

Dzieci, dorośli, katolicy?

Dla kogo zatem jest ta gra? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Przedstawiana jest jako gra familijna, która ma integrować rodzinę. I nie jest to kłamstwo. Jednak trzeba pamiętać, że gra to tylko narzędzie. Może czytając niniejszą recenzję szukasz gry, którą mógłbyś sprezentować młodej osobie, by zajęła się sobą? Jeżeli takie masz nastawienie, odradzam kupno Gościńca. Ten tytuł wymaga zaangażowania od Mistrza Gry, graczy oraz tego, co często na szkoleniach określa się hasłem wyjście ze strefy komfortu.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Decydując się na Gościniec, musisz liczyć się z tym, że ktoś będzie „zmuszony” pełnić funkcję Mistrza Gry. To bardzo ważne zadanie, bo to właśnie on będzie budował „klimat”, odczytując elementy fabularne, tłumacząc zadania, zachęcając do ich wykonania. Jeżeli się nie przygotujesz, gracze się zniechęcą. Będziesz ciągle patrzył na zegarek (no, chyba że akurat wyzwanie tego wymaga), gracze również stracą zapał. Odczytasz fabułę monotonnym głosem: usną, jak na nudnej lekcji. Więc jedna osoba, najczęściej dorosły, rodzic, dziadek musi wziąć na siebie odpowiedzialność posługiwania się narzędziem. W przeciwnym wypadku pudło będzie się kurzyło i stanowiło co najwyżej ciekawostkę.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Z kolei gracze muszą wyjść poza strefę komfortu. Gościniec… poprzez czas i przestrzeń zakłada kooperację. Może dojść do sytuacji, w której głosowanie nad wyborem ścieżki zakończy się remisem – wtedy trzeba szukać kompromisu. Jedność grupy stanowi podstawową zasadę rozgrywki. Grupy, która zakłada uczestnictwo 4-8 osób (w tym Mistrza Gry). To także ważna cecha tytułu, gdyż pojawią się zadania, np. w rozdziale Balsamon Barekbaal, które łatwiej będzie wykonać, gdy osób jest więcej, szczególnie, jeżeli pojawi się ono na początku rozgrywki.

Byliście kiedyś na szkoleniu prowadzonym przez trenera? Niektóre zadania stawiane na takich szkoleniach mocno uderzają w naszą strefę komfortu. Ot, prosty przykład (wykorzystany zresztą w grze): jedna osoba musi swobodnie upadać do tyłu, druga ją łapie. Pojawia się dotyk, bliskość, strach, ryzyko i konieczność zaufania. Część wyzwań może wydawać się infantylna, np. kreatywna próba rozśmieszenia, wyzwanie siły w postaci robienia pompek, rzucanie kulkami do celu. I znów – jeżeli jako dorosły będziesz kręcił nosem, dzieci też się nie przełamią. A przełamać się nie zawsze jest łatwo. I to nie ważne, czy będziesz w gronie rodzinnym, czy wśród dalszych znajomych.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Czy musisz być katolikiem, by grać w Gościniec? Nie! Odpowiem pół żartem, pół serio: czy grając w gry osadzone w klimatach fantasy, ktoś każe Ci wierzyć w Elfy?

Nikt przecież nie każe Ci się modlić podczas gry, a warstwę fabularną możesz traktować jako pomoc w zabawie, a nie formę „indoktrynacji”. Zresztą, jak już wspomniałem, w warstwie mechanicznej gra czerpie z systemów RPG, technik trenerskich itp. A tymczasem daleko jej do tradycji judeo-chrześcijańskich. Natomiast warstwa fabularna nawiązuje do narodzin Dzieciątka Jezus, zatem osadzona jest w konkretnym czasie, przestrzeni a także nawiązuje do tradycji chrześcijańskich. Więc jeżeli rozmowa o katolicyzmie działa na Ciebie jak płachta na byka, a wszystko co związane z kościołem katolickim odbierasz jako formę indoktrynacji rodem z ciemnogrodu, nie oszukuj się. Gościniec nie jest dla Ciebie.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Zatem nawet jeżeli jest to gra familijna, to niestety, nie w każdej rodzinie się sprawdzi. Nie wystarczy rodzinne zamiłowanie do gier. W tym wypadku wręcz mam wrażenie, że czasem może to zaszkodzić, bo Gościńcowi bardzo daleko do tradycyjnej planszówki. Owszem, jest to gra, może być też narzędzie do budowania więzi, ale nie jest to planszówka z gatunku przygodowych. Ani taka, która pozwoli Ci odpocząć od swoich dzieci.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Już na pierwszy rzut oka Gościniec to tytuł o ściśle określonej grupie odbiorców. Rodziny, wspólnoty, może być wykorzystana także podczas katechezy w mniejszych grupach itp. Jednak target jest nieco węższy, niż wydawać by się mogło na początku.

Propaganda Dei

Wątki fabularne w grach to miecz obosieczny. Z jednej strony miło, gdy gra osadzona jest w konkretnej przestrzeni i jest czymś więcej, niż przesuwaniem pionków po planszy. Z drugiej może sprawić, że rozgrywka jest bardzo liniowa i nie chce się do niej wracać.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń to gra fabularna. A co za tym idzie, poznając kolejne przygody, tracimy element zaskoczenia. Nie jest to jednak książka, którą czytamy od deski do deski. Wybory prowadzą nas różnymi ścieżkami i nawet jeżeli dotrzemy na czas do celu, autor przygotował różne zakończenia w zależności od tego, z jakim poziomem autorytetu, reputacji i ekwipunku dotarliście do końcowego punktu. Zatem zabawa nie musi zakończyć się na jednej sesji. Tym bardziej, że sesja nie musi zakończyć się sukcesem. Jeżeli gracie zazwyczaj w tym samym składzie (albo przegraliście a chcielibyście od razu zacząć od nowa), w kolejnych spotkaniach uwzględniany jest poziom rozwoju postaci z poprzednich rozgrywek, co ma znaczenie podczas niektórych zadań. Jest to także ciekawy element edukacyjny pokazujący, że w życiu bazujemy na wcześniejszych doświadczeniach i mają one wpływ na kolejne wybory. Do tego przyśpiesza on nieco grę. Zatem, używając nomenklatury planszówkowej, regrywalność jest ograniczona, ale nie jest to gra całkowicie liniowa.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Na szczęście autor nie popadł także w nurt męczeństwa narodów. Katolicyzm (wbrew temu, co twierdzi wielu osób) to religia radosna. Tutaj także znajdziemy pewne akcenty humorystyczne nawiązujące np. do Władcy Pierścieni. W końcu gry mają także bawić.

A droga długa jest….

Czytając niektóre dyskusje w internecie na temat Gościńca, zacząłem odnosić wrażenie, że recenzowanie tego tytułu wiąże się z katolicko-planszową formą „coming out”. Skrytykujesz grę – nie jesteś katolikiem. Pochwalisz – marny z Ciebie gracz, ulegasz „katolickiej propagandzie”. Wręcz pojawiły się dociekania, który recenzent może zdecydować się podjąć tego zadania. Tylko po co ta presja i burza wokół tytułu?

Gościniec to gra dla ściśle określonego targetu. I jeżeli sobie to uświadomimy, zauważymy, że spełnia ona swoją funkcję. Zdaję sobie sprawę, że w ten sposób można i Chińczyka usprawiedliwiać. Ale postarajmy się odrzucić emocje i spojrzeć obiektywnie.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Pod względem wykonania nie można grze niczego zarzucić. Wręcz przeciwnie, należy za to pochwalić wydawnictwo Polskie Gry Planszowe. Zagłębiając się w treść nie odniosłem wrażenia, że ktoś próbuje mnie raczyć „katolicką propagandą” (cokolwiek to znaczy), a co ważniejsze, nie sprawdziły się moje obawy związane z lekturą misji Projektu Polacy. Pod względem założonej funkcji, narzędzia integracyjnego, gra czerpie z doświadczeń i technik trenerów personalnych, więc ma także pewien fundament bazujący na psychologii.

Gościniec… poprzez czas i przestrzeń / fot. Przystanek Planszówka

Z drugiej strony, pomimo pozytywnego zaskoczenia jakim jest dla mnie Gościniec, wiem, że z większością znajomych, z którymi gram na co dzień w planszówki, w ten tytuł nie zagram i nawet nie będę próbował ich do niego zachęcać. Bo to specyficzna hybryda (ale nie potworek!). Sam, Czytelniku, musisz zdecydować, czy to gra dla Ciebie. Z tego powodu także nie podejmuję się oceny liczbowej, choć tak zazwyczaj oceniam planszówki. A jeżeli nie chce Ci się czytać całości tekstu, by poznać moją opinię, dodam tylko, że w takim razie Gościniec także pewnie nie jest dla Ciebie, bo tam Mistrz Gry ma sporo do czytania.

Łukasz "UncleLion" Juszczak
Łukasz "UncleLion" Juszczak
Mąż, planszoManiaK, recenzent, socjolog, rowerzysta, yerboholik, redaktor naczelny... wiele ról, które się zazębiają niczym mechanizmy w dobrym euro....

Masz chwilkę?

Przeczytaj także

2 KOMENTARZE