Dzisiaj wieczorem w akcie swej bezgranicznej dobroci Lady J. wyraziła chęć rozegrania partyjki w 6. bierze! Nie wiedząc, co mnie czeka rzuciłem się, jak rekin na łatwą zdobycz. Partia była krótka i składała się z 4 rund ale praktycznie, co runda to…szkoda gadać, lepiej niech cyfry przemówią:
1. runda 15 do 5, 2. runda 22 do 9, 3. runda 26 do 4, 4. runda 24 do 1 (i moja łajba idzie na dno!). Zebrałem 87 byczych łbów, a Lady J. w tym samym czasie tylko 19. To jest potwarz dla mojej pirackiej niegodziwości! A do tego Mały Pirat tylko dopytywał z uśmiechem na twarzy, czy aby na pewno ta katastrofa jest prawdą! Tylko „Malutka Lady”, leżąca z boku wspierała Pirata.
Jak przystało na pirata już tego zdarzenia nie pamiętam ale o srogim rewanżu na mej złotowłosej Lady J. nie zapomnę i niech stracę swoją drewnianą nogę ale „godność” piracką odzyskam!
Poniższy artykuł pierwotnie ukazał się na blogu Pirat na planszy, który stał się częścią portalu Przystanek Planszówka