Skąd się wziął? Być może radio wpadło do wanny, być może jest nieudanym eksperymentem rządowym a może został pogryziony przez radioaktywnego cziłała? Nie wiadomo… To, co wiadomo, to fakt, że istnieje. I że jest gotowy do walki! Oto Super Munchkin!
Uratuję świat przed… Szafiarką i Człowiekiem-Biurwą?!
Kto choć raz zagrał w Munchkina, doskonale wie, z czym to się je i czym to pachnie… A jeśli nie, świetnie wyjaśnione zasady znajdzie przy okazji recenzji Munchkin Steampunk. Witamy w zmechanizowanym świecie czy też Munchkin starszy o 15 lat. Jubileuszowa edycja kultowej karcianki. W telegraficznym skrócie sprowadzają się one do wyważania drzwi, pokonywania potworów, zdobywania skarbów oraz poziomów, które dają zwycięstwo. Ale przede wszystkim chodzi o dokopanie innym graczom! Yyy… Powiedziałam to na głos? W mojej głowie brzmiało to jednak lepiej…

Munchkin to już taki 16-latek, który szydzi ze wszystkiego, na czym świat stoi – dla niego nie ma świętości! Doczekał się już wielu dodatków, widzieliśmy go już w najróżniejszych odsłonach. Czas, by stał się kimś więcej, niż tylko Munchkinem. Czas, by stał się… Super Munchkinem!
W niewielkich jak zwykle rozmiarów pudełku znajdziemy tradycyjną kość K6, 165 kart drzwi i skarbów oraz instrukcję – na moje oko nieco zbyt długą, by ją czytać w całości, szczególnie, że i tak ostatecznie wszelkie spory przy stole rozstrzyga właściciel gry, tudzież ten, kto najgłośniej krzyczy 😉

Oprawa graficzna jest świetna i idealnie oddaje klimat gry! Już z pudełka patrzy na nas ni to Superman, ni to Kapitan Ameryka czy Thor. A w środku pudełka jest jeszcze lepiej! Fani komiksów o superbohaterach i herosach na pewno się nie zawiodą. Salwy śmiechu towarzyszyły nam przy pierwszym zetknięciu z kartami. I chociaż Lord Wiader czy Doktor Śmierdź raczej nie były zaskakujące, to już Stary Dobry Pożeracz Światów, Działoman czy mój ulubiony Womitor po prostu doprowadziły nas do łez.

Czas przyodziać kostium w spreju, uzbroić się w mikser ręczny i trampki z przyssawkami i jako Mutant, Mistyk, Egzotyczny Kosmita, Techno-Man czy po prostu człowiek bez klasy wkroczyć do Munchkin City.
Mam Telezapinator i nie zawaham się go użyć!
Wprawdzie jestem super sam w sobie, ale na wszelki wypadek jeszcze się uzbroję. Przecież każdy superbohater lubi gadżety. A jeśli dodatkowo są one zarówno epickie, jak i cenne – to najlepiej mieć ich pod dostatkiem. Detektor Zła, Wyciskacz Łez, Pierścień Ochronny, Licencja na Demolowanie… Biorę wszystko!

Naprawdę, znawcy i wielbiciele tej tematyki będą mieli czym się zachwycać – od nawiązań po żarty, wszystko jest tu bardzo trafione. Karuzeli śmiechu nie będzie końca! Ale… mam wrażenie, że tylko raz. W sensie drugi raz już tak nie bawi, a trzeci już nawet nie powoduje drżenia kącików ust. Przynajmniej u mnie. Dlatego sugeruję zmiany towarzystwa, z którym gramy. Bo wtedy można się śmiać z ich reakcji – świeżych i zupełnie dziewiczych.
Jestem SUPER i mam tę MOC!
Wspomniałam wcześniej, że Super Munchkin rządzi się niemal takimi samymi zasadami, jak każda z jego wielu odsłon. Jest jednak kilka zasadniczych różnic, nowinek, które w mojej opinii odświeżają i wzbogacają grę.
Po pierwsze – MOCE. Jest ich całkiem sporo i dają naprawdę niezłe bonusy, ciekawe umiejętności i cenne możliwości. Każda Moc ma swoją rangę (1, 2 lub 3) a zagrać można tyle kart Mocy, by ich ranga nie przewyższyła aktualnego poziomu gracza. Działają trochę jak Klasy – nie można nimi handlować, nie traci się ich wraz ze śmiercią. Moce potrafią zniszczyć doszczętnie potwora lub… innego gracza. No bo umówmy się – Piwne Beknięcie, Druzgocący Pisk, Powalający Dekolt – takie super moce naprawdę mogą zabić!

Po drugie – GENEZY. Czyli źródła bycia super. Tych w talii drzwi jest dosłownie kilka, ale w naprawdę zabawny sposób nawiązują do genezy superbohaterów znanych nam z popkultury. Bo wszyscy przecież wiemy, kto mógł się potknąć o meteoryt, a kto jest nieudanym eksperymentem rządowym…
Po trzecie – KWATERY GŁÓWNE. Każdy superbohater taką przecież musi mieć. A przynajmniej dobrze, gdy ją ma, bo dzięki niej zwiększa się limit kart na ręce.
Czy aby na pewno Super ten Munchkin?
Z Munchkinem jest tak – albo się go lubi, albo nie. Nie ma środka. Dobrze ktoś porównał go do pizzy hawajskiej. I oto stoi przed nami Super Munchkin, silny, odważny, uzbrojony po zęby, gotowy do walki… Tylko, czy każdy ma ochotę do niego dołączyć?

Powiem tak: mnie bawił. Im więcej było graczy, tym bawił silniej. A dodatkowo jeśli grono lubiło negatywną interakcję i dążyło do tego, by dowalić drugiemu zamiast tylko podbijać poziomy – bawiło najbardziej. Ale w mojej opinii to nie jest najlepsza wersja Munchkina, w jaką miałam okazję zagrać. Wciąż numerem jeden – najbardziej regrywalnym i najzabawniejszym jest dla mnie Munchkin Cthuhlu.
Niemniej Super Munchkin sprawił sporo frajdy. Grafiki, teksty na kartach, humor, klimat, parodia świata – wszystko to powinno zadowolić fanów gier RPG, fantasy i świata super bohaterów jednocześnie.

Trochę brakowało mi walki. Odnoszę wrażenie, że potworów w całej talii jest zbyt mało w porównaniu do liczby gadżetów i wzmocnień, jakie w niej znajdujemy. Sprawia to, że po pierwsze trudniej trafić na potwora, a po drugie – dużo łatwiej go samodzielnie pokonać, bez pomocy innych graczy i mimo utrudnień i kłód rzucanych nam przez nich pod nogi. Gra robi się przez to mniej emocjonująca.
Ale przecież można połączyć talię Super Munchkina z innymi, by stworzyć rozgrywkę idealną w zupełnie nowym, własnym uniwersum.
Aha, zapomniałabym. Kupiłam figurkę mistrzowi gry. Poproszę dodatkowy poziom 😀
Informacje o grzeTytuł: Munchkin Steampunk Autor: Steve Jackson Grafiki: Art Baltazar Wydawnictwo: Black Monk Games Liczba graczy: 3-6 Wiek gracza: 10+ Czas gry: ok 60-120 minut Profil na BGG: link |
7 Nasza ocena: |