Sjoelen. Holendrzy nie gęsi, swoje gry też mają…

Autor:

Kategoria:

W grach szukamy różnych rzeczy. Motywacje, jakie kierują nami przy ich wyborze, przekładają się na to, w jaki sposób my, recenzenci, o nich piszemy. Zachwycamy się prostotą (lub złożonością) reguł, ilością/wielkością/trwałością komponentów, popularnością w innych krajach, klimatem czy estetyką wykonania. Dziś chciałbym przedstawić Wam grę, która jest bardzo popularna na Zachodzie, po rozłożeniu zajmuje 2 metry na stole, a jej waga to, w zależności od wydania, około 6 kg. Do tego gra ma niski próg wejścia i doskonale do niej pasuje określenie „easy to learn – hard to master”. Poza tym wygląda na naprawdę solidnie wykonaną – taką, która przetrwa lata użytkowania. Brzmi jak super nowość rodem z Kickstartera? Nie tym razem: to Sjoelen.

Sjoelen: nie-spróchniały staroć

Sjoelen (czyt. Sziulen) to tytuł, który naprawdę ma już swoje lata. BoardGameGeek datuje jego powstanie na 1870 rok, lecz nie wykluczone, że jest jeszcze starszy, gdyż w gry typu „Shufleboard”, według historyków, grano już dużo wcześniej.

Jeżeli podejrzewacie, że zamieniłem się w archeologa i w ramach ciekawostek planszówkowych wygrzebuję ze starych strychów, muzeów czy innych antykwariatów tytuł, o którym wszyscy już zapomnieli, mocno się mylicie. Bo owszem, w Polsce mało kto o niej słyszał. Ale gdy wspomnicie o Sjoelen w Holandii, pewnie trudno będzie znaleźć osobę, która w nią nie grała. Znana jest także w Niemczech (pod nazwą Jakkolo), Francji (Billiard Hollandais) czy nawet Anglii (Shuffleboard – choć ta nazwa może być myląca, gdyż kojarzona jest z inną grą). Zatem, choć tytuł to niemłody, próchno go nie zżera.

Sjoelen (bilard holenderski)
Sjoelen / fot. Przystanek Planszówka

Nim przejdę dalej, małe wyjaśnienie. Choć łatwiej byłoby używać nazwy „bilard holenderski’, pozwólcie, że mimo wszystko pozostanę przy tej najpopularniejszej, czyli Sjoelen. Pewnie holendersko brzmiąca nazwa mniej wpada nam w ucho, jednak pod tą nazwą częściej pojawia się w internecie, więc warto sobie ją utrwalać.

Jest Sjoelen, jest i Sjoelbak

Zapoznam Was z jeszcze jednym słowem. Sjoelbak, czyli nic innego jak deska, na której gramy. Bo do rozgrywek w Sjoelen używamy specjalnej deski (słowo plansza tutaj średnio pasuje) oraz 30 drewnianych (najczęściej bukowych) kamieni, które przypominają duże pionki od warcab. I to tyle i aż tyle. Jej gabaryty mogą na pierwszy rzut oka nieco przerażać . Standardowa deska ma wymiary 2 m długości, około 40 cm szerokości i mniej niż 10 cm wysokości. Ten ostatni wymiar nie jest bez znaczenia – gdy akurat nie gramy, możemy ją postawić pionowo za drzwiami czy za szafą. Zatem, wbrew pozorom, jej przechowywanie nie musi stanowić bariery. Ciężka też nie jest, dlatego nie ma problemu z przenoszeniem jej i graniem w różnych miejscach. Wystarczy tylko ławka, stół czy inna podstawa i można grać nawet w ogrodzie.

Chcąc dokładniej opisać Sjoelbak, muszę wspomnieć o jeszcze kilku elementach mających wpływ na rozgrywkę. Pierwszy to 4 bramki, a za nimi komory punktowe na piony. Kolejno za 2,3,4,1 punkty. Drugi to belka, zwana mostkiem startowym. Jak widać, nie jest to skomplikowana konstrukcja, zatem przejdę do przedstawienia reguł.

Sjoelen (bilard holenderski)
Sjoelen / fot. Przystanek Planszówka

Kamień (nie)filozoficzny

W Sjoelen nie ma wielkiej filozofii. Ale prócz prostych reguł jest pewien „twist”, który nadaje smaku tej grze. W sumie można przedstawić te reguły mniej więcej w taki sposób: „Zobacz, mam kamienie (krążki), tam są bramki. Rzucasz tak, by krążek przeszedł pod tą mostkiem startowym i trafił do bramki. Jak trafisz, dostajesz tyle punktów ile zaznaczono na wlocie do bramki”.

I w tym momencie zaczyna się zabawa. Potem wystarczy jeszcze dodać, że gdy rzucisz już wszystkimi kamieniami, zbierasz te, które nie trafiły do bramek i rzucasz znowu, a potem trzeci raz i podliczasz punkty. Ot, cała filozofia. Na koniec dodam, że jest jeszcze jeden „myk”. Za każdy set (profesjonalnie zwany „kwartetem”, czyli zestawem po jednym pionku w każdej komorze bramkowej) dostajesz podwójną liczbę punktów. Czyli zamiast 10 (2+3+4+1), dostaniesz ich 20. Będziesz miał więcej setów – każdy przyniesie Ci podwójną liczbę. Maksymalnie zdobędziesz 148 punktów. Po zakończonej rundzie (tj. trzech kolejkach), rozpoczyna rundę następny gracz.

Oczywiście potem mogą pojawić się dodatkowe kwestie. Co, gdy kamień odbije się i wróci do nas? Odpowiedź: wraca do gry w następnej kolejce. Czy jak krążek lekko wystaje choćby lekko z bramki, to są punkty? Odpowiedź: nie. Są też reguły turniejowe związane z punktami bonusowymi, ale o nich napiszemy niebawem, publikując tłumaczenie pełnych reguł. Wciąż nie ma tu niczego skomplikowanego. Czy jest zatem sens sięgać po ten kawał drewna?

Planszoholik – niedowiarek

Na pierwszy rzut oka dla „planszomaniaka” Sjoelen to nic specjalnego. Ot, kolejna gra zręcznościowa, do tego dość nieporęczna, by zabrać ją na wspólne granie. Ale wierzcie mi, w tej prostocie zasad kryje się zabawa w czystej postaci. A gdy osoba dowiaduje się o tworzeniu setów, pojawia się dodatkowy błysk w oku i więcej emocji. Początkowo spokojna rozgrywka stopniowo nabiera dynamiki. Kamienie, które nie wleciały, przysłaniają nam cel, więc zaczynamy próby przepychania, rzuty stają się mocniejsze. A jedna runda trwa kilka minut, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by rozegrać ich więcej, by zaangażować w rozgrywkę więcej osób.

Owszem, patrząc kategoriami nowoczesnych gier można kręcić nosem, że to gra bez klimatu (chyba że skupimy się na zapachu drewna). Ale to zarzut wobec wielu gier, nie tylko zręcznościowych. Jej cechą, którą część osób będzie postrzegało jako wadę, są gabaryty i to, że jest dość głośna. Wreszcie odstraszać może cena. Choć ten argument, w dobie kickstarterowych odpicowanych planszówek, gdzie potrafimy wydać kilkaset i więcej złociszy na tytuł, w który zagramy 2-3 razy, wydaje się nietrafiony.

To jeden z tych tytułów, który może stać się zarówno przystawką przed głównym daniem planszówkowego spotkania, przekąską pomiędzy innymi tytułami, jak i głównym daniem wieczoru. Ważne jest jedno: nie zastanawiać się, czy warto spróbować, tylko wziąć przykład z prawdziwego niedowiarka i spróbować. Wziąć do ręki kamień i nim rzucić.

Zręczny zwrot

W ostatnim czasie sięgam po różne gry z nurtu zręcznościowych: Crokinole, Novuss, Carrom, Culbuto, Cornhole, czy właśnie Sjoelen. Wcześniej omijałem je szerokim łukiem, teraz w końcu dostrzegam ich potencjał. Tak samo kiedyś unikałem gier z kostkami, póki nie trafiłem na Epokę kamienia, czy Zamki Burgundii. Wśród wymienionych wyżej tytułów Sjoelen jest jednym z najprostszych do wprowadzenia nowych osób, jednocześnie daje poczucie tego, że faktycznie możemy poprawiać technikę i dążyć do coraz lepszych wyników. Dzięki temu, że gramy na punkty, rywalizujemy zarówno z innymi, jak i samemu sobie stawiamy wyżej poprzeczkę. Tworzenie tablic wyników tutaj nie jest rzadkością.

Sjoelen (bilard holenderski)
Sjoelen / fot. Przystanek Planszówka

Próbując się czegoś dowiedzieć o tym tytule, z podziwem patrzyłem na to, w jaki sposób gra ta integruje ludzi (co doskonale widać w Holandii, gdzie grają ludzie niezależnie od wieku, w tym osoby z ograniczoną sprawnością ruchową) i naprawdę żałuję, że w Polsce mało kto o niej słyszał. W moim otoczeniu zarówno Sjoelen, jak i choćby Crokinole, przyjmowane są z naprawdę dużym entuzjazmem. I to także przez osoby, które wcześniej nie przejawiały chęci grania w planszówki.

Dlatego z pełnym przekonaniem bilard holenderski (w tym wypadku nie konkretny model stołu a samą grę) polecam. Deska do Sjoelen dobrze sprawdzi się w domu (o ile zaakceptujecie jej wymiary), pubie, pensjonacie, klubie planszówkowym, domu spokojnej starości, klubie sportowym i wielu innych miejscach. Zatem jeżeli zobaczycie gdzieś długi stół z czterema bramkami i 30 krążkami, nie zastanawiajcie się długo, tylko sprawcie sobie przyjemność i rzućcie pierwszym kamieniem. Jestem niemal pewny, że za nim rzucicie następnymi….

Zdjęcia: Maryna Shevtsova

Łukasz "UncleLion" Juszczak
Łukasz "UncleLion" Juszczak
Mąż, planszoManiaK, recenzent, socjolog, rowerzysta, yerboholik, redaktor naczelny... wiele ról, które się zazębiają niczym mechanizmy w dobrym euro....

Masz chwilkę?

Przeczytaj także